sobota, 8 lutego 2014

Rozdział V Drwina

           Vivian już nie czuła tego wstrętnego zapachu, który przypominał jej o potworze z koszmaru. Teraz w pokoju Jacka  rozmawiali o głupotach, żeby chociaż na chwile zapomniała co się wydarzyło, ale chłopak nie wytrzymał i zapytał się:
- Opowiesz mi, co tak naprawdę ci się stało ?
-A było tak miło. Nie wiem, czy chce teraz o tym rozmawiać, nadal dobrze nie wiem co się działo wczoraj wieczorem. Nie mogę też zapomnieć twojego wyrazu twarzy, gdy weszłam do salonu.
-Wczoraj? Wiesz, że nie mogliśmy cie obudzić od dwóch dni, prawda ?
-Niemożliwe.. Zeszłam wczoraj na dół, bo coś się działo, a potem.. potem... – głos jej się załamał, gdy miała powiedzieć co zobaczyła w salonie. Widok bezwładności tylu osób przypomniał jej, że nikt nie może czuć się bezpiecznie.
- No już. Jeśli naprawdę nie możesz o tym mówić, kiedy indziej cie napadnę. Ale o co ci chodziło z tym, że jak cie zobaczyłem zrobiłem dziwną minę ? Tego dnia prawie nie wychodziłem z piwnicy.
Dziewczyna przez chwile nic nie mówiła, więc stracił już nadzieję, że wyciągnie z niej cokolwiek. Jednak wstała z łóżka i wzięła głęboki oddech, potem przemówiła tonem pozbawionym emocji.
-Wszyscy tam leżeliście nieprzytomni na podłodze, a ty dodatkowo miałeś rozciętą nogę. Podeszłam do was, ale straciłam równowagę i upadłam na dywan. Ktoś do mnie coś powiedział, ale tego dobrze nie pamiętam, a potem był ten sen, który wydawał się taki prawdziwy – Dziewczyna teraz podeszła do Jacka i wzięła go za ręce, żeby wstał – Byłeś tam, taki radosny. Nigdy nie widziałam cie takiego, a potem zaprowadziłeś mnie na zewnątrz. Znowu ujrzałam świat poza Domem! Było cudownie, wszędzie były kwitnące drzewa i z oddali można było usłyszeć morze – Wraz z kolejnymi słowami jej głos stawał się coraz bardziej rozmarzony, jakby na nowo zatracała się w pięknym widoku.
Chłopak nie chciał jej przerywać, ale skorzystał z okazji, żeby ją uspokoić, dlatego zaczął ją obracać i kołysać w rytm niewyśpiewanej melodii. Przez to Vivian zaczęła się śmiać i na chwile zapomniała, o czym miała mówić, ale podchwyciła pomysł Jacka i zaczęła z nim tańczyć. Chwile potem przypomniała sobie, że przecież nie opowiedziała mu wszystkiego. Chciała mieć to wszystko już za sobą, dlatego po ostatnim piruecie objęła go i znów zaczęła mówić.
-Naprawdę było tam pięknie, a potem gdzieś zniknąłeś i poszłam cie szukać. Zagłębiałam się dalej w sad, dopóki nie zobaczyłam w oddali postaci. Dogoniłam ją, a potem doznałam szoku. Wyobrażasz sobie starca z powykręcanymi rękami, który chce ci cos zrobić ? Na początku nie mogłam się wyrwać z jego objęć, dopiero potem mi się to udało, ale zaczął mnie gonić, a ja nie mogłam nigdzie się przed nim schronić – Dla otuchy Chłopak mocniej objął ją, żeby nie przestawała mówić. Wiedział, że jak znowu się zatnie, nie opowie mu tego drugi raz, a dopiero teraz zaczynała się cała przyczyna jej strachu – Przedzierałam się przez krzaki w stronę Domu, ale to co pozostało z sadu tworzyło istny labirynt. Na szczęście na czas udało mi się przez niego przejść i schowałam się w salonie. Potem zaczął się mój horror – Na chwilę przerwała, aby potem przemówić spokojniejszym głosem – Rzu-rzucił się na mnie i chciał mnie rozszarpać, a ja nie mogłam krzyczeć, co teraz myślę i tak było głupie. Potem coś mną zakołysało i zobaczyłam, że nowy stwór się nade mną pochyla, no i okazało się, że to ty – Na koniec dziewczyna się uśmiechnęła niepewnie.
-I to cie tak przestraszyło ?
-Tak, nie jestem przecież super bohaterem – warknęła w odpowiedzi – Nie opowiedziałam ci tego, żebyś się ze mnie nabijał.
-Nie to miałem na myśli, przecież wiesz. Tylko dziwię się. Jak się obudziłaś widziałem więcej niż mogłoby się wydawać. To nie tylko ten stwór cię przestraszył, jestem tego pewien.
-Ściągaj spodnie.
- Słucham ? – Chłopak nie był pewien czy dobrze ją zrozumiał.
-Po prostu ściągnij te spodnie, chciałam się przekonać czy to prawda.
-Wiesz Vivian, z tobą nawet bardzo chętnie, ale to chyba nie jest najlepszy moment.
-Nie pochlebiaj sobie idioto. Chce zobaczyć to rozcięcie na twoim udzie.
-Nie mam, żadnego rozcięcia na udzie. O czym ty mówisz? – Dla potwierdzenia swoich słów odpiął pasek od spodni i lekką niechęcią zsunął spodnie – Zadowolona ?
-Niemożliwe .. – Rany nigdzie nie było, nawet draśnięcia, ale musiała mu przyznać, że jego umięśnione nogi wyglądają świetnie w samych bokserkach, dlatego uśmiechnęła się szeroko do niego – Dobra możesz się już ubrać.
-A co jeśli nie chcę ? – Zbliżył się do niej w samej koszuli i objął ją w pasie.
Kiedyś może przystałaby na jego niewypowiedzianą propozycję, jednak tym razem cmoknęła go w policzek i ruszyła w stronę drzwi.
- Mówiłam, że możesz się już ubrać. No chyba, że chcesz, żeby ktoś jeszcze cię oglądał oprócz mnie w takim stanie.
Usłyszeli pukanie i ciche wołanie zza drzwi:
-Jack ? Jesteś tam ? Chciałem coś z tobą omówić.
Vivian zaczęła chichotać w momencie, gdy  pospiesznie zakładał spodnie, a potem otworzyła drzwi prawie wpadając na chłopaka w przejściu. Jean zarumienił się i spytał, czy nie przyjść później skoro są zajęci.
-Nie trzeba. Wchodź i mów co chciałeś – Powiedział Jack, gdy zapinał sprzączkę u paska.
Dziewczyna przez cały czas się śmiała z sytuacji jaka się zrodziła, potem jednak nie chciała im przeszkadzać i wyszła z pokoju. Wróciła do swojej sypialni, ale natychmiast musiała z niej wyjść ponieważ silna morska woń wywoływała u niej nieprzyjemne wspomnienia. Nigdy tam tak nie było, ale nie miała siły, żeby teraz znaleźć źródło zapachu, dlatego przeszła się do kuchni w nadziei, że spotka tam Jenny.


           Vivian nie się nie przeliczyła, bo jej przyjaciółka jak zwykle przesiadywała z kuchni. Gdy tylko zobaczyła ją w drzwiach, rzuciła się na nią i zaczęły się obracać ze szczęścia.
-Też się cieszę, że cię widzę Jenny. Ale jeszcze nie czuje się na tyle dobrze, żeby mną rzucać.
-Oh, przepraszam, ale tak strasznie się cieszę, że ci nic nie jest. Wpadłaś na herbatę ? Może chcesz coś zjeść ? Wiem, że jesteś głodna. Masz tu kawałek ciasta, a zaraz ci coś zrobię do jedzenia.
-Nie musisz się tak martwić. Ale jak wspomniałaś o jedzeniu to faktycznie stałam się głodna.
Jenny z radością wzięła się za przyrządzanie kolacji dla dziewczyny cały czas z nią rozmawiając. Wiedziała jak to jest kiedy stanie się coś strasznego, dlatego zważała na każde słowo jakie wypowiadała w jej obecności nie chcąc jej spłoszyć. Kiedy już miała kończyć potrawę zorientowała się, że nie ma jej ważnego składnika.
-Vivian ? Mogłabyś pójść po cytryny do spiżarni ? Ja muszę to cały czas mieszać.
-Nie ma sprawy. Zaraz będę – wychodząc z kuchni skierowała się w miejsce, jakie wskazała jej Jenny.
W spiżarni znalazła to czego szukała, a także kilka soczystych gruszek i wzięła wszystko ze sobą. Będzie szybciej jeśli pójdę przez boczny korytarz, ale tam jest zawsze ciemno, a szczególnie wieczorem. Jej rozmyślania przerwało burczenie w brzuchu i zdecydowała się pójść szybszą drogą. Kiedyś o musiało być piękna część domu z wspaniałym widokiem, ponieważ wstawiono tutaj wysokie okna zajmujące całą prawą ścianę. Zaskoczona ujrzała kogoś, kto stał - pewnie z przyzwyczajenia - przed oknem i wpatrywał się w szpary między deskami. Vivian już miała się zapytać, czemu jest tu sam, gdy nagle postać odwróciła się ukazując powykręcane ręce i ruszyła w jej stronę. Wystraszona wypuściła owoce, które trzymała i stwór po raz kolejny sprawił, że zaczęła krzyczeć. Ścisnął jej szczękę, aby się uciszyła i szepnął jej do ucha, głosem pełnym pogardy:
-Swoim krzykiem nic nie zdziałasz. Zapamiętaj, że przeszłość to sen, z którego nigdy się nie budzimy.
Potem puścił ją, a sam szybkim krokiem przeszedł drzwi, przez które weszła dziewczyna. Vivian nie mogła pozwolić mu tak po prostu odejść, więc ruszyła za nim, jednak drzwi zatrzasnęły się jej przed nosem. Otrząsnęła się i wróciła po to, co upuściła wcześniej. Już miała wychodzić, gdy zauważyła jak na ścianie pojawiają się krwawe litery, na początku nieskładnie rozsypane, ale potem zaczęły układać się w zdanie.

„Memento Mori”

Szybko wróciła do kuchni, gdzie zebrało się już parę osób na kolację.
-Gdzie ty się podziewałaś ? Myślałam już , że się gdzieś zgubiłaś po drodze, albo ci się znowu coś stało – Jenny szczerze martwiła się o dziewczynę.
-Chodźcie coś zobaczyć – Po drodze do bocznego korytarza opowiedziała imm co tam zobaczyła – I ten napis, zaraz go zobaczycie..
Wszyscy weszli do pomieszczenia, żeby zobaczyć sensacje, jednak na ścianie niczego już nie było. Zawiedzeni powoli zaczęli wychodzić z pomieszczenia, tak że została tylko garstka oczekująca dalszych odpowiedzi.
-Przysięgam, tu pisało Pamiętaj o śmierci po łacinie !
-Musiało ci się to przewidzieć, w końcu jeszcze nie doszłaś do siebie po tak długiej utracie przytomności – Jim stwierdzał rzeczowym tonem – Nie ma żadnego śladu po tych literach.
-A gdzie jest ten stwór? Chce go zobaczyć! – Nikt nawet nie zorientował się, kiedy mała Anabell przecisnęła się w stronę Vivian.
-Nie było żadnego stwora maleńka, choć już późno się zrobiło – Jakaś kobieta wzięła ją za rękę i poprowadziła do drzwi, przy czym dziewczynka zaczęła mamrotać, że chce poznać tego potwora.
Jack przysunął się do Vivian i objął ją ramionami.
-Nic dobrego nie wynikło z tego, że zostałaś sama. Może powinnaś mieć jakąś opiekunkę ?
-Po raz kolejny dzisiaj się ze mnie nabijasz. Ja naprawdę wiedziałam tego stwora, to był ten sam, ten z mojego koszmaru – Odwróciła się do niego przodem i objęła w pasie. Nie chciała go tak szybko puścić, jednak poczuła, że coś się zmieniło – Ładne perfumy, nie czułam ich wcześniej.
-Hę? Ach to. To nie moje tylko Jeana – Skrzywił się nieco.
-Czemu pachniesz ja…
-Nie pytaj. – Szybko jej odpowiedział zanim skończyła spytać – Chodźmy stąd, miałaś coś zjeść, o ile się nie mylę.