piątek, 21 marca 2014

Rozdział VI Nowe

           Vivian jest jedyną osobą, która tak często przemierza korytarze. Tego razu gdy przechodziła do bawialni natknęła się na młodego chłopaka. Musi być nowy, bo wcześniej go nie widziałam. A może był już tu wcześniej, a ja nie chciałam go widzieć ? Był średniego wzrostu i nietypowym kolorem włosów. Pojedyncze  kosmyki wylatywały z jego białego warkocza sięgającego łopatek uwiązanego wzorzystą wstążką. Chłopak zorientował się, że nie jest sam i odruchowo zamknął drzwi, przy czym zmusił siebie i ją do przejścia próby. Uśmiechnął się do Vivian pokazując najsłodszy uśmiech jakikolwiek wcześniej ujrzała i tchnęło ją do rozpoczęcia rozmowy.
-Znamy się ? Jestem Vivian Torisei, ale możesz mi mówić po prostu Vivian.
-Aki, Aki Williams. Miło mi cię poznać – Ogarnęła ich miła atmosfera, w której każdy mógłby wyczuć trochę szczęścia i zaskoczenia – Wcześniej cie nie widziałem.. Długo tu jesteś ?
-Hmm.. Sama właściwie nie wiem, może cztery, pięć miesięcy ? Tutaj czas się nie liczy tak jak na zewnątrz.
-Bo widzisz ja jestem tu dopiero od kilku dni, i to jest niesamowicie przytłaczające, że .. Czekaj.. To ty jesteś tą dziewczyną od snów, no nie ?
Vivian wzdrygnęła się na to wspomnienie i ponownie zalała ja fala przerażenia. Mogę mu przecież powiedzieć, że to nie ja i tak uważają mnie za dziwaczkę. Z drugiej strony może się dowiedzieć od kogo innego. Czemu  to cały czas tak przeżywam ? Czy jakoś się komuś naraziłam ? Dopiero teraz zauważyła, że chłopak się jej przygląda znajdując ostatnią rzecz z listy.
-Czy ty masz heterochromie ? Twoje lewe oko jest jaśniejsze od drugiego.
-Hę ? O czym ty.. A to. Zapomniałem założyć soczewek dzisiaj. I tak, mam, ale nie odpowiada się pytaniem na pytanie, to niegrzeczne.
-Jeśli ci chodzi o moje koszmary to tak, chyba o mnie chodzi. Czemu cie to tak interesuje ?
Zdenerwowany pociągnął ją za rękę prowadząc na górę do pokojów sypialnych pod tabliczkę Akina Williams i wpuścił do środka.
-Odpowiesz mi na jedno pytanie i dam ci spokój okej ?
-Akina? Czy to nie jest damskie imię ? – Trochę się zdziwiła, ale to normalne, że nadaje się niezwykłe imiona. Chłopak jednak zlekceważył jej uwagę i pytał dalej.
-Czy ta postać, o której mówiłaś była stara, brzydka i miała głębokie oczodoły? Bo co do rąk to na pewno były powykręcane.
-Tak, jak najbardziej tak i faktycznie oczodoły były bardziej wklęsłe niż zwykle. Przecież już mówiłam jak wygląda.
-Jestem nowy, ale nie myślałem, że tak szybko znajdę tu bratnią duszę. Widzisz.. Mnie też kiedyś prześladował ten stwór.. – Głos mu się zawiesił, a gdy spojrzał na dziewczynę, ta ujrzała w jego oczach nieskrywany lęk i odrazę.
-Prześladował ? Już  nie ? Proszę powiedz mi jak tego się pozbyć ! – Zaczęła mówić podniesionym,  proszącym głosem.
-Cicho bądź babo, jeszcze ktoś się zorientuje, że jesteś u mnie w pokoju. Wracając do tego stwora to wiem, że on jest zawsze przy mnie i chociaż już się nie ujawnia to ja nadal czuje jego ślad w swoim życiu. Ale zawsze mam przy sobie coś ostrego z przyzwyczajenia. Vivian, od Niego nie ma ucieczki. Ktoś na ciebie go nasłał i musisz jakoś się z tym oswoić.
-Czekaj czekaj.. Jestem blondynką, ja tak szybko nie łapie trudnych informacji. Jaki On? Kto nasłał ? Zawsze jest przy tobie ? To znaczy, że nigdy się od tego nie uwolnię ?
Aki wziął ją w ramiona na chwilę, żeby ta się uspokoiła i dodał jej otuchy, jednak gdy chciał ją puścić, nie pozwoliła mu na to.
-Czemu w twoim pokoju jest tak zimno ? – Mówiła coraz ciszej i ciszej, tak że ledwie ją rozumiał.
Biedna, jest słaba jednak pierwsze co robi to trzyma się kurczowo drugiej osoby. Przypomina mnie z dzieciństwa, ale ja nie byłem otoczony przez ludzi. Jest zbyt kruchą osóbką jak na opanowanie demona, czemu ktoś chciał jej śmierci? Jednak jest twarda. Aki między swoimi przemyśleniami wyniósł dziewczynę z pokoju. Widocznie nie może teraz  przebywać w wyświęconym miejscu, ale nie jest tak źle jak myślałem.
-Już lepiej się czuje – Vivian wyrwała się z objęć chłopaka i zaczęła mówić lekko rozdrażnionym tonem – Czemu nigdy nikt mi nie pozwoli upaść na ziemię ? Za kolejnym razem nauczyłabym się, że nie należy się narażać i może ogarnęłabym się.
- Lalkarz kazał mi przejść parę prób w otwartych pokojach, nie chciałabyś mi pomóc ? – Aki wiedział, że i tak nic nie osiągnie, dlatego zostawił temat snów za sobą i pozwolił wrócić do rzeczywistości.
-Co z tego będę mieć ? – Dawno nie miała jakiejkolwiek rozrywki, więc postanowiła się z nim podroczyć. Chłopak przybliżył swoją usta do jej ucha i zaczął spokojnie szeptać:
-Przyjemność ze spędzonego wspólnie czasu. Dawno nie rozmawiałem z kimkolwiek, a tobie się udało mnie wciągnąć w rozmowę. Już teraz jestem ci wdzięczny, ale może spędzisz jeszcze chwilkę czasu ze mną ?
-Mam inny układ: Ty mi opowiesz o sobie, a ja ci pomogę w przechodzeniu prób. Może być ?
-Oczywiście – Uśmiechnął się szeroko i promiennie, a w jego niemal żółtych oczach ujrzała charakterystyczny błysk podniecenia. Cieszy się jak dziecko i kto by pomyślał, że Lalkarz sprowadzi tu takie ciekawe osoby.

Na koniec dnia przeszli porozmawiać do kuchni. Co dziwnego nikt w tym czasie do niej nie wchodził, ani chociażby przechodził przez korytarz. Siedzieli przy kubkach kawy, oparci swobodnie na drewnianej ławie przykrytej cienkim kocem i grubymi poduszkami. Vivian siadała tu często z Jenny, gdy ta zatrzymywała ją na pogawędki.
-Nie uważasz tego za bestialstwo? Siedzisz tutaj dłużej ode mnie.. Jak możesz być taka spokojna? Człowiek zamknął cie z jakimś starym domu i każe ci zbierać jakieś głupie rzeczy.
-Uważaj Aki, bo strasznie gestykulujesz. Zaraz wylejesz kawę i sam będziesz spierał tę plamę.
-No ale gdzie tu sprawiedliwość ? Jak się tu znalazłaś tak w ogóle ?
-Bestialstwo, barbarzyństwo , okrucieństwo.. Może to nazywać jak chcesz, ja chce tylko powrócić do świata. Każdego dnia mylę o swoim ostatnim wspomnieniu z zewnątrz. Wracałam wtedy zdołowana ze sklepu, by przyjść do pustego już mieszkania, bez mojego narzeczonego. Wiesz czemu tak długo tu wytrzymuje ? Wyzbyłam się wszystkiego co zbędne – emocji, zaangażowania – Teraz liczy się tylko wolność.
Chłopak dłuższą chwilę myślał nad tym co powiedzieć. Nie wyobrażał sobie, życia bez emocji, nawet teraz było mu trudno je opanować. Jednocześnie chciał uściskać Vivian, za to że tak dobrze go rozumie i wreszcie znalazł kogoś z kim może spokojnie porozmawiać, jednak wie, że to nierozsądne, bo by się na niego wydarła. Mimo wcześniejszej rozpaczy teraz można powiedzieć, że jest w normalnym stanie, może nawet radosnym. Jego uczucia zmieniają się z minuty na minutę, ale ich wszystkich nie pokazuje. Widzi, że dziewczyna jest przytłoczona jego zachowaniem, dlatego chce być taki jak ona – opanowany i spokojny.
-Wiesz Vivian, uczucia też są ważne. Mimo, że starasz się ich nie okazywać to ja je widzę. Jesteś tu szczęśliwa, bo masz wokół siebie ludzi, którzy cie kochają. Może powinnaś jednak spróbować je uzewnętrznić, trzymanie tego w sobie doprowadzi cie niedługo wariactwa. Albo samotności.
-Jeszcze teraz powiesz mi, że to przez nieokazywanie emocji, w mojej głowie, pojawił się potwór, który codziennie tworzy mi dziurę w umyśle, nawiedza co noc i przez niego boje się wyjść dalej niż za drzwi pokoju Jacka.
-Jest gorzej niż myślałem – Aki pod nosem zaczął komentować jej uwagę
-O czym ty myślałeś ? Jakie gorzej ?
-Myślałem, że mogę ci o nim opowiedzieć później. Że mamy jeszcze sporo czasu. Jednak jak powiedziałaś, że nawiedza cie codziennie i że się go boisz.. Nie zostało nam wiele czasu.
-Czasu na co ? Według mnie cały dzień mówisz zagadkami. Nie możesz mi powiedzieć o co chodzi dokładnie ? – Zawahała się, poczym popatrzyła na niego i zobaczyła dezaprobatę, wiedziała, że nie powie jej nic więcej, ale musiała spróbować. Zrobiła maślane oczy i poprosiła go znowu, żeby jej powiedział o co chodzi.
-To na mnie nie działa. Nie chcesz po prostu tego się dowiedzieć, bo będzie jeszcze gorzej. Jednak musimy wypędzić tego demona zanim przejmie nad tobą kontrole – Wtedy po raz pierwszy ujrzał przerażenie w jej oczach – Wstawaj. Musisz mi pokazać to miejsce, gdzie ci się pojawiał.
-Cz-czy to na pewno dobry pomysł ? – Powiedziała to lekko drżącym głosem– Nie chce iść znów na ten korytarz.
Aki pomógł jej wstać i umyć kubki po kawie. Z mokrymi jeszcze rekami odwrócił się do niej i objął ją ramionami. Przez chwile nie wiedziała co zrobić, ale pomyślała, że należy mu się uścisk i przyłożyła ręce to jego pleców, chociaż nadal trzymała filiżankę. Cały czas ją zaskakuje jakikolwiek bliższy kontakt z ludźmi.
-Nic ci się nie stanie Vivian – Zaczął szeptać jej do ucha – Nie przy moim boku. Wiesz, że teraz będę za tobą chodził krok w krok, no nie ? Nie możesz zostać teraz sama… Emm... Kobieto ? Słuchasz ty mnie w ogóle ? Vivian ? – Dziewczyna wypuściła kubek z ręki i odsunęła się od Akiego.
 Pochyliła się i zaczęła zbierać szczątki naczynia z podłogi raniąc sobie przy tym ręce. Nie zwracała uwagi na to, że jej dłonie całe pokryły się krwią, dalej po kawałeczku podnosiła porcelanę. Z jej oczu zaczęły lecieć łzy i próbowała je otrzeć ręką, brudząc sobie przy tym twarz. Poczuła ciepłą rękę na swoich plecach i kolejną na nadgarstku, a potem z trudem wstała. Przed nią Aki cały czas stał oparty o zlew, widocznie zdążył się odwrócić zanim się podniosła. Za nią natomiast stał Jack.
-Przepraszam Vivian – Tylko tyle do niej powiedział – Zaraz ci ją oddam Williams. Ważna sprawa.
-Czego chcesz Jack ? Cały tydzień mnie unikasz i nagle chcesz ze mną porozmawiać. Co z tobą nie tak ? – Cały czas miała łzy w oczach, gdy patrzyła wprost na niego – Zostawiłeś mnie wtedy. On naprawdę tam był !
-Wierze, że go tam widziałaś. Pamiętasz co ci powiedziałem kiedyś ? – Objął ją rękoma i oparł brodę na jej głowie, a ta wtuliła się z jego pierś – Wszystko zależy do ciebie. Przez ten tydzień siedziałem w naszej bibliotece i szukałem odpowiedzi na twoje pytanie. Znalazłem ją i jak najszybciej chciałem ci o tym przekazać.
-Zadziwiające jak szybko można zmienić zdanie – Jack i Vivian odwrócili się w stronę chłopaka, o którym zdaje się zapomnieli – Chodźcie najpierw na ten korytarz, bez niej nic nie zobaczę. Chce wam pomóc, pozwolicie ?
Cała trójka wyszła z kuchni kierując się na wspomniane miejsce, jednak Vivian stanęła przed drzwiami jak zamurowana. Miała wrażenie, że ktoś lub coś ich obserwuje. Zaczęła się powoli rozglądać to kątach, ale niczego nie dostrzegła, a mężczyźni z uwagą jej się przyglądali. Dziewczyna machnęła ręką wskazując, żeby szli dalej i nie zwracali na nią zbytniej uwagi. Gdy już znaleźli się na korytarzu poczuła się swobodniej niż zwykle, miała ochotę zostać tam jak najdłużej mino że wcześniej omijała to miejsce jak tylko mogła. Napis cały czas tam był, tym razem nie tak widoczny, ale nadal był. Vivian przysunęła się do niego i jakaś niewidzialna siła skłoniła ją do dotknięcia liter. Czuła  jakby przez palce przeciekała jej woda, a potem ucisk w brzuchu. Powstrzymała się od krzyku zaskoczenia, bo coś zatkało jej usta.
-Boże, Akina ! Zrób coś! Sam chciałeś tu przyjść – Głos Jacka słyszała jak przez mgłę, jednak powoli otrząsała się ze swojego obecnego stanu i oderwała rękę od ściany.
-Bez paniki chłopaki. Nic mi nie jest, panuje nad sytuacją – A potem usiadła na samym środku pomieszczenia.
-No to może zacznę od początku – Białowłosy zaczął tłumaczyć – Jak już pewnie wiesz, w tym domu jest mnóstwo dziwnych i strasznych rzeczy. Jedną z nich jest to, że w tobie jest demon. – Mówił to tak spokojnym tonem, że trudno uwierzyć o jakich sprawach mówi – Jednym ze sposobów na odesłanie go będzie zamknięcie jego osoby w kluczu Salomona. Potem ci wyjaśnię o co chodzi. Ale to wcale nie jest takie łatwe jak wam się wydaje. Potrzebujemy przynęty, która w tym przypadku jest oczywista,  ale i kosztowna. Vivian musimy to zrobić jak najszybciej – wiesz o tym – i to ty zaprosisz tu tego stwora – Na te słowa dziewczyna spojrzała na niego z ukosa i wykrzywiła usta w grymas bólu – Nie, nie ma innego wyjścia. Musisz to zrobić jeśli chcesz się pozbyć go ze swojego życia. Za to ty Jack możesz jej pomóc. Znajdź w tym cholernym więzieniu trochę kredy, świece i sól, dużo soli. Musi jej starczyć dla każdego, rozdaj ją po trochu domownikom i powiedz, że to ważne. Niech trzymają ją przy sobie cały dzień, dopóki nie powiem, że mogą już ją wyrzucić. A potem wróć do nas – Jack cały czas stał oparty o zabite deskami okno i ani myślał zostawić ich samych – No już idź, bo możesz nie zdążyć. Sól odstrasza demony takie jak on i nie opęta nikogo więcej w tym domu.
-Proszę cie Jack, zrób to co ci mówi. Chce jak najszybciej wyjść z tego koszmaru i nie pozwolę na to, żeby to coś przeszło na kogoś innego. To możesz być nawet ty! Nie znam się na tym, ale jeśli istnieje sposób na zakończenie, chce to zrobić – Vivian siedziała nadal na podłodze i patrzyła się przeszywająco na chłopaka, potem spuściła głowę i powiedziała – Zrobisz jak uważasz – potem wstała i znowu stanęła przy ścianie z napisem.
-Oby to się opłaciło – Rzucił tylko i już miał wyjść w pomieszczenia, jednak drogę zastawiła mu smukła postać.
-Sól już rozdałam każdemu, a świece i kreda są na strychu, wystarczy je znieść. Sądziłam, że sama uporam się z tym złym duchem, ale jak już wzięliście się za to, mogę wam pomóc.
Wszyscy wpatrywali się w wysoką japonkę, która swoje czarne włosy upięła pałeczkami w koka. Miała na sobie czarny komplet, a marynarka dodatkowo była zdobiona czerwonymi zawijasami układającymi się w wzór smoka. Prawdopodobnie przez wiele lat pozbywała się akcentu, bo teraz mówiła czysto i melodycznie. W ręce trzymała trzy małe woreczki, najprawdopodobniej z wymienioną już solą i rzuciła je każdemu.
-Dziękuje, że mi pomagasz, ale nie obraź się: Kim ty jesteś ? Wcześniej cie tu nie widziałam. – Vivian znała niemal każdego kto przebywał w tym domu.
-Przykro mi, że nie zauważyłaś mnie wcześniej, ale skoro już się spotkałyśmy to jestem Ten Nakamura. To przeze mnie w twoim pokoju pachnie solą morską – Uśmiechnęła się nieznacznie – Nie wiedziałam, że tak skrajnie na to zareagujesz, mogłam ci o tym powiedzieć wcześniej. Przepraszam.
-Jack idź po te świece w końcu – Aki mówił już zmęczonym tonem – Nie mamy całego dnia.
Na korytarzu zostały już tylko trzy osoby: Dziewczyna opętana przez demona, białowłosy chłopak i Azjatka – Wręcz idealny zespół na seans spirytystyczny.  Czarnowłosa kobieta pomogła wstać Vivian z podłogi i wskazała to miejsce na pułapkę.
-Rabisu uwielbia krew i strach więc jedynym sposobem na zwabienie go tutaj jest ukazanie mu ich.
- Skąd to wiesz Ten? Ten demon się tak nazywa ?
- Wiem dużo rzeczy, a tak akurat się przyda teraz. Mało ważne skąd są te informacje – Uśmiechnęła się do nich i na nowo zaczęła tłumaczyć im co mają robić – Jack jak przyjdzie musi ci upuścić trochę krwi, którą przywitasz demona. Potem masz stać nieruchomo i nie zważać na nic. Kompletnie na nic. Nic nie może cie rozproszyć, a już nie mówię o tym, że masz nie reagować na zaczepki tego demona – Patrzyła się na Vivian do chwili, gdy ta pokiwała głową na znak zrozumienia – Mam nadzieje, że jesteś gotowa, bo twój kochaś już jest na dole.
W chwili gdy obejrzały się w stronę drzwi przeszedł przez nie Jack we własnej osobie, a w rękach miał potrzebne rzeczy. Wręczył je Azjatce, a potem podszedł do Vivian i wziął ją z ramiona. Usłyszał jak dziewczyna mówi, żeby się odsunął i wziął nóż do ręki. Popatrzył się na nią, bo wydawało mu się, że się przesłyszał. W jej oczach spostrzegł nutę smutku i żalu, nie wiedział z jakiego powodu.
- Krew jest konieczna, aby Rabisu tu przyszedł. A może ją upuścić tylko osoba, która jest związana z opętaną. W tym przypadku jesteś nią ty Jack. Chcesz pomóc swojej kochance?
Chłopak natychmiast zbladł, a potem zająknął się i machną ręką.
-Nic takiego nigdy nie miało miejsca, ale zrobię to dla niej jeśli to konieczne. – Wziął do ręki nóż od Akiego, który usunął się na jakiś czas w cień, ustępując nowej dziewczynie – Ale mam to zrobić teraz? Bez żadnego przygotowania? Tak po prostu naciąć jej skórę?
-Bardziej niż teraz nie można się przygotować, dostała wskazówki i powinna się ich ściśle trzymać – Białowłosy spokojnie mówił do niego jak to dziecka – No dalej, zróbcie to.
-Hej! Przestańcie mówić jakby mnie tu nie było! – Vivian miała dość olewania jej, ale nie mogła nic na to poradzić – Jestem gotowa, zaczynajmy.
-Najlepiej przetnij wzdłuż przedramienia i zbierz wszystko do naczynia, a ty Vivian gdy już nie będziesz miała siły masz nam o tym powiedzieć.
Powoli, drżącymi rękoma Jack zrobił dziewczynie krótkie rozcięcie na przedramieniu i podstawił naczynie pod koniec rany. Ten i Aki na zmianę mówili do nich, żeby dodać im otuchy.
-Teraz musisz zaprosić Rabisu do tego pomieszczenia – Vivian dziwnie się popatrzyła na obojga i uniosła brew w celu pytania – Napisz to samo co on, a potem dodaj jego imię.
-Memento Mori, Rabisu? Krwią ? Na ścianie?
Pokiwali głowami na potwierdzenie i razem z Jackiem odsunęli się pod same okna. Dziewczyna stała chwilę przed ścianą dygocząc ni to ze strachu , ni to z podniecenia, ale w końcu zaczęła wypisywać znaki. Zamknęła oczy i na oślep próbowała stworzyć zdanie, nie chciała zobaczyć jak przychodzi. Dopiero po długich minutach udało jej się dokończyć cały napis, ale nie nic się nie zmieniło. Nikt nie przyszedł, żadnych znaków ani niezwykłych zachowań.
-Może powinniście wyjść? Skoro ma się ze mną spotkać nie chce was widzieć?
-Na pewno chcesz zostać tu sama Vivian ? Krzyknij jak coś się stanie – A potem trójka obserwatorów wyszła z pomieszczenia. Dziewczyna natomiast usiadła w tym samym miejscu co wcześniej i czekała. Nic się nie działo więc odwróciła się w stronę okien i zaczęła obserwować przez szpary niebo. Była już prawie noc więc nie za wiele widziała, jednak nie przeszkadzało jej to.
Nie wiedziała dokładnie ile czasu minęło, ale w końcu coś zaczęło się dziać. Do korytarza weszła Anabell i wpatrywała się zdziwionym wzrokiem na Vivian i jej rękę. Zbladła nieco na twarzy i zapytała:
-Co ci się stało w rękę ? Myślałam, że unikasz tego miejsca odkąd.. No wiesz ..
-Oh Anabell, wystraszyłaś mnie. Nic mi się nie stało, bądź spokojna. Bardziej martwię się o ciebie – Co tutaj robisz ? Nie powinnaś już spać ? Jak ty jutro będziesz wyglądać księżniczko jak się nie wyśpisz? – Uśmiechnęła się do niej, bo nie chciała żeby wyczuła ironie w jej głosie.
-Sól mi się rozsypała i chciałam iść do kuchni po nową, tędy jest najszybciej. – Wtedy Vivian klepnęła się w czoło z powodu swojej nieuwagi.
-Masz mój, mi i tak nic już nie pomoże. Wracaj na górę i spać, bo już późno.
-Czemu mi go dajesz? Bez niego może ci się coś stać – dziewczynka naprawdę się zmartwiła – Ale skoro już to robisz to chyba nie bez powodu. Dziękuje. – I wyszła z pokoju.
Drzwi się za nią zatrzasnęły, a z drugiej strony dało się usłyszeć szepty.
-Nic mi nie jest. To była tylko Anabell, nie Rabisu – Potem szepty ustały, a w pokoju zrobiło się nienaturalnie cicho.
Vivian cały czas siedziała tyłem do napisu na ścianie i wpatrywała się w deski. Potem poczuła poruszenie za sobą jednak nie odwróciła głowy i poczuła się niezręcznie. Strach powoli wywierał na niej presję, żeby spojrzeć w tył i przekonać się, że nikogo tam nie ma. Za sobą dokładnie słyszała kroki i musiała mocno ścisnąć dłonie w pięści, aby się opanować. Nigdy wcześniej w swoim życiu nie czuła strachu takiego jak przez ostatnie dni od koszmaru, nigdy też nie musiała się na siłę opanowywać. To była dla niej nowość i wcale nie czuła się z tym dobrze.
Coś dotknęło jej lewego ramienia a potem prawego i usłyszała cichy oddech koło ucha. Trzymała głowę prosto, a jej oczy zaszkliły się ze strachu i zabrakło tchu. Zawołała cicho swoich towarzyszy, ale nie była pewna czy ją usłyszeli więc powtórzyła głośniej, a potem poczuła czyjąś rękę na swoich ustach i obcy podbródek na ramieniu. Przechyliła głowę i oparła ją o coś, co się o nią opierało z przyzwyczajenia. Siedziała w takim stanie przez chwilę i mogłaby trwać tak dłużej gdyby nie to, że stwór podniósł ją na rękach i ukazał swoje oblicze.
Przybrał postać szczupłej kobiety o długich jasnych włosach spuszczonych na ramiona, dzianą w czarny płaszcz do kostek. Odcień skóry był nieludzki w świetle korytarza, sine ramiona były nienaturalnie powykręcane jak to zapamiętała. Twarz za to wcale nie była taka niezwykła jakby podejrzewała, już ją gdzieś widziała.
Vivian wrzasnęła i wyrwała się z jej objęć, a za sobą usłyszała dźwięk otwieranych drzwi, które z hukiem się zamknęły z powrotem. Spanikowana obejrzała się by zobaczyć czy ktoś zdążył wejść, niestety nikt nie zdołał. Stanęła więc spokojnie i próbowała się opanować, a wtedy demon po raz pierwszy do niej przemówił:
-Wzywałaś? Najmilsza, czego chcesz ode mnie?
-Chce żebyś zostawiła mnie w spokoju – Dziewczyna próbowała odpowiadać zdecydowanym tonem.
-Jestem częścią ciebie. Nie mogę cie zostawić. Nie teraz, kiedy jeszcze niczego nie wiesz?
-Nie potrzebuje cie do życia. Jeśli chcesz, żebym się czegoś dowiedziała to mi to powiedz teraz.
-Oh, dzięki mnie tylko żyjesz. Ostatnio o mnie zapomniałaś wiec musiałam o sobie przypomnieć. Jesteśmy związane krwią od czasu twojego ofiarowania. To twoi prawdziwi rodzice do tego doprowadzili.
-Prawdziwi rodzice o czym ty mówisz? Papa i mama nigdy by mi nic nie zrobili, a już na pewno nie związali z demonem.
-Oddali swoje tchnienie za ciebie. Zginęli, żebyś ty mogła żyć. Utopili się, abyś ty mogła oddychać. Twoja dusza należy do mnie jednak to ty masz teraz władze.
-Nie rozumiem. Mówili mi, że rodziców zabili piraci, przez te wszystkie lata zostałam wychowywana przez tych okropnych ludzi.
-Życzenie ich śmierci się wypełniło jak chciałaś, jednak zastanawiam się czemu nadal tu jesteś. Zażycz sobie wieczystej wolności, a ona się wypełni.
-Skoro mnie tak dobrze znasz, to wiesz, że nie mam do czego wracać. Tu jest mój nowy dom.
-Ale nadal dążysz do zwycięstwa.

-Lalkarzu czy ty to widzisz ?? – Cisza jak zwykle. Odkąd zaczęła się ta cała sprawa z demonem nie odzywał się do nikogo – Do cholery, zawsze nie ma go jak potrzeba. BĘDZIESZ COŚ CHCIAŁ, ZOBACZYSZ.

______________________________________________________________
Przepraszam, że mnie tak długo nie było i postaram się jakoś wam to wynagrodzić. Jeśli oczywiście ktoś tu jest..

sobota, 8 lutego 2014

Rozdział V Drwina

           Vivian już nie czuła tego wstrętnego zapachu, który przypominał jej o potworze z koszmaru. Teraz w pokoju Jacka  rozmawiali o głupotach, żeby chociaż na chwile zapomniała co się wydarzyło, ale chłopak nie wytrzymał i zapytał się:
- Opowiesz mi, co tak naprawdę ci się stało ?
-A było tak miło. Nie wiem, czy chce teraz o tym rozmawiać, nadal dobrze nie wiem co się działo wczoraj wieczorem. Nie mogę też zapomnieć twojego wyrazu twarzy, gdy weszłam do salonu.
-Wczoraj? Wiesz, że nie mogliśmy cie obudzić od dwóch dni, prawda ?
-Niemożliwe.. Zeszłam wczoraj na dół, bo coś się działo, a potem.. potem... – głos jej się załamał, gdy miała powiedzieć co zobaczyła w salonie. Widok bezwładności tylu osób przypomniał jej, że nikt nie może czuć się bezpiecznie.
- No już. Jeśli naprawdę nie możesz o tym mówić, kiedy indziej cie napadnę. Ale o co ci chodziło z tym, że jak cie zobaczyłem zrobiłem dziwną minę ? Tego dnia prawie nie wychodziłem z piwnicy.
Dziewczyna przez chwile nic nie mówiła, więc stracił już nadzieję, że wyciągnie z niej cokolwiek. Jednak wstała z łóżka i wzięła głęboki oddech, potem przemówiła tonem pozbawionym emocji.
-Wszyscy tam leżeliście nieprzytomni na podłodze, a ty dodatkowo miałeś rozciętą nogę. Podeszłam do was, ale straciłam równowagę i upadłam na dywan. Ktoś do mnie coś powiedział, ale tego dobrze nie pamiętam, a potem był ten sen, który wydawał się taki prawdziwy – Dziewczyna teraz podeszła do Jacka i wzięła go za ręce, żeby wstał – Byłeś tam, taki radosny. Nigdy nie widziałam cie takiego, a potem zaprowadziłeś mnie na zewnątrz. Znowu ujrzałam świat poza Domem! Było cudownie, wszędzie były kwitnące drzewa i z oddali można było usłyszeć morze – Wraz z kolejnymi słowami jej głos stawał się coraz bardziej rozmarzony, jakby na nowo zatracała się w pięknym widoku.
Chłopak nie chciał jej przerywać, ale skorzystał z okazji, żeby ją uspokoić, dlatego zaczął ją obracać i kołysać w rytm niewyśpiewanej melodii. Przez to Vivian zaczęła się śmiać i na chwile zapomniała, o czym miała mówić, ale podchwyciła pomysł Jacka i zaczęła z nim tańczyć. Chwile potem przypomniała sobie, że przecież nie opowiedziała mu wszystkiego. Chciała mieć to wszystko już za sobą, dlatego po ostatnim piruecie objęła go i znów zaczęła mówić.
-Naprawdę było tam pięknie, a potem gdzieś zniknąłeś i poszłam cie szukać. Zagłębiałam się dalej w sad, dopóki nie zobaczyłam w oddali postaci. Dogoniłam ją, a potem doznałam szoku. Wyobrażasz sobie starca z powykręcanymi rękami, który chce ci cos zrobić ? Na początku nie mogłam się wyrwać z jego objęć, dopiero potem mi się to udało, ale zaczął mnie gonić, a ja nie mogłam nigdzie się przed nim schronić – Dla otuchy Chłopak mocniej objął ją, żeby nie przestawała mówić. Wiedział, że jak znowu się zatnie, nie opowie mu tego drugi raz, a dopiero teraz zaczynała się cała przyczyna jej strachu – Przedzierałam się przez krzaki w stronę Domu, ale to co pozostało z sadu tworzyło istny labirynt. Na szczęście na czas udało mi się przez niego przejść i schowałam się w salonie. Potem zaczął się mój horror – Na chwilę przerwała, aby potem przemówić spokojniejszym głosem – Rzu-rzucił się na mnie i chciał mnie rozszarpać, a ja nie mogłam krzyczeć, co teraz myślę i tak było głupie. Potem coś mną zakołysało i zobaczyłam, że nowy stwór się nade mną pochyla, no i okazało się, że to ty – Na koniec dziewczyna się uśmiechnęła niepewnie.
-I to cie tak przestraszyło ?
-Tak, nie jestem przecież super bohaterem – warknęła w odpowiedzi – Nie opowiedziałam ci tego, żebyś się ze mnie nabijał.
-Nie to miałem na myśli, przecież wiesz. Tylko dziwię się. Jak się obudziłaś widziałem więcej niż mogłoby się wydawać. To nie tylko ten stwór cię przestraszył, jestem tego pewien.
-Ściągaj spodnie.
- Słucham ? – Chłopak nie był pewien czy dobrze ją zrozumiał.
-Po prostu ściągnij te spodnie, chciałam się przekonać czy to prawda.
-Wiesz Vivian, z tobą nawet bardzo chętnie, ale to chyba nie jest najlepszy moment.
-Nie pochlebiaj sobie idioto. Chce zobaczyć to rozcięcie na twoim udzie.
-Nie mam, żadnego rozcięcia na udzie. O czym ty mówisz? – Dla potwierdzenia swoich słów odpiął pasek od spodni i lekką niechęcią zsunął spodnie – Zadowolona ?
-Niemożliwe .. – Rany nigdzie nie było, nawet draśnięcia, ale musiała mu przyznać, że jego umięśnione nogi wyglądają świetnie w samych bokserkach, dlatego uśmiechnęła się szeroko do niego – Dobra możesz się już ubrać.
-A co jeśli nie chcę ? – Zbliżył się do niej w samej koszuli i objął ją w pasie.
Kiedyś może przystałaby na jego niewypowiedzianą propozycję, jednak tym razem cmoknęła go w policzek i ruszyła w stronę drzwi.
- Mówiłam, że możesz się już ubrać. No chyba, że chcesz, żeby ktoś jeszcze cię oglądał oprócz mnie w takim stanie.
Usłyszeli pukanie i ciche wołanie zza drzwi:
-Jack ? Jesteś tam ? Chciałem coś z tobą omówić.
Vivian zaczęła chichotać w momencie, gdy  pospiesznie zakładał spodnie, a potem otworzyła drzwi prawie wpadając na chłopaka w przejściu. Jean zarumienił się i spytał, czy nie przyjść później skoro są zajęci.
-Nie trzeba. Wchodź i mów co chciałeś – Powiedział Jack, gdy zapinał sprzączkę u paska.
Dziewczyna przez cały czas się śmiała z sytuacji jaka się zrodziła, potem jednak nie chciała im przeszkadzać i wyszła z pokoju. Wróciła do swojej sypialni, ale natychmiast musiała z niej wyjść ponieważ silna morska woń wywoływała u niej nieprzyjemne wspomnienia. Nigdy tam tak nie było, ale nie miała siły, żeby teraz znaleźć źródło zapachu, dlatego przeszła się do kuchni w nadziei, że spotka tam Jenny.


           Vivian nie się nie przeliczyła, bo jej przyjaciółka jak zwykle przesiadywała z kuchni. Gdy tylko zobaczyła ją w drzwiach, rzuciła się na nią i zaczęły się obracać ze szczęścia.
-Też się cieszę, że cię widzę Jenny. Ale jeszcze nie czuje się na tyle dobrze, żeby mną rzucać.
-Oh, przepraszam, ale tak strasznie się cieszę, że ci nic nie jest. Wpadłaś na herbatę ? Może chcesz coś zjeść ? Wiem, że jesteś głodna. Masz tu kawałek ciasta, a zaraz ci coś zrobię do jedzenia.
-Nie musisz się tak martwić. Ale jak wspomniałaś o jedzeniu to faktycznie stałam się głodna.
Jenny z radością wzięła się za przyrządzanie kolacji dla dziewczyny cały czas z nią rozmawiając. Wiedziała jak to jest kiedy stanie się coś strasznego, dlatego zważała na każde słowo jakie wypowiadała w jej obecności nie chcąc jej spłoszyć. Kiedy już miała kończyć potrawę zorientowała się, że nie ma jej ważnego składnika.
-Vivian ? Mogłabyś pójść po cytryny do spiżarni ? Ja muszę to cały czas mieszać.
-Nie ma sprawy. Zaraz będę – wychodząc z kuchni skierowała się w miejsce, jakie wskazała jej Jenny.
W spiżarni znalazła to czego szukała, a także kilka soczystych gruszek i wzięła wszystko ze sobą. Będzie szybciej jeśli pójdę przez boczny korytarz, ale tam jest zawsze ciemno, a szczególnie wieczorem. Jej rozmyślania przerwało burczenie w brzuchu i zdecydowała się pójść szybszą drogą. Kiedyś o musiało być piękna część domu z wspaniałym widokiem, ponieważ wstawiono tutaj wysokie okna zajmujące całą prawą ścianę. Zaskoczona ujrzała kogoś, kto stał - pewnie z przyzwyczajenia - przed oknem i wpatrywał się w szpary między deskami. Vivian już miała się zapytać, czemu jest tu sam, gdy nagle postać odwróciła się ukazując powykręcane ręce i ruszyła w jej stronę. Wystraszona wypuściła owoce, które trzymała i stwór po raz kolejny sprawił, że zaczęła krzyczeć. Ścisnął jej szczękę, aby się uciszyła i szepnął jej do ucha, głosem pełnym pogardy:
-Swoim krzykiem nic nie zdziałasz. Zapamiętaj, że przeszłość to sen, z którego nigdy się nie budzimy.
Potem puścił ją, a sam szybkim krokiem przeszedł drzwi, przez które weszła dziewczyna. Vivian nie mogła pozwolić mu tak po prostu odejść, więc ruszyła za nim, jednak drzwi zatrzasnęły się jej przed nosem. Otrząsnęła się i wróciła po to, co upuściła wcześniej. Już miała wychodzić, gdy zauważyła jak na ścianie pojawiają się krwawe litery, na początku nieskładnie rozsypane, ale potem zaczęły układać się w zdanie.

„Memento Mori”

Szybko wróciła do kuchni, gdzie zebrało się już parę osób na kolację.
-Gdzie ty się podziewałaś ? Myślałam już , że się gdzieś zgubiłaś po drodze, albo ci się znowu coś stało – Jenny szczerze martwiła się o dziewczynę.
-Chodźcie coś zobaczyć – Po drodze do bocznego korytarza opowiedziała imm co tam zobaczyła – I ten napis, zaraz go zobaczycie..
Wszyscy weszli do pomieszczenia, żeby zobaczyć sensacje, jednak na ścianie niczego już nie było. Zawiedzeni powoli zaczęli wychodzić z pomieszczenia, tak że została tylko garstka oczekująca dalszych odpowiedzi.
-Przysięgam, tu pisało Pamiętaj o śmierci po łacinie !
-Musiało ci się to przewidzieć, w końcu jeszcze nie doszłaś do siebie po tak długiej utracie przytomności – Jim stwierdzał rzeczowym tonem – Nie ma żadnego śladu po tych literach.
-A gdzie jest ten stwór? Chce go zobaczyć! – Nikt nawet nie zorientował się, kiedy mała Anabell przecisnęła się w stronę Vivian.
-Nie było żadnego stwora maleńka, choć już późno się zrobiło – Jakaś kobieta wzięła ją za rękę i poprowadziła do drzwi, przy czym dziewczynka zaczęła mamrotać, że chce poznać tego potwora.
Jack przysunął się do Vivian i objął ją ramionami.
-Nic dobrego nie wynikło z tego, że zostałaś sama. Może powinnaś mieć jakąś opiekunkę ?
-Po raz kolejny dzisiaj się ze mnie nabijasz. Ja naprawdę wiedziałam tego stwora, to był ten sam, ten z mojego koszmaru – Odwróciła się do niego przodem i objęła w pasie. Nie chciała go tak szybko puścić, jednak poczuła, że coś się zmieniło – Ładne perfumy, nie czułam ich wcześniej.
-Hę? Ach to. To nie moje tylko Jeana – Skrzywił się nieco.
-Czemu pachniesz ja…
-Nie pytaj. – Szybko jej odpowiedział zanim skończyła spytać – Chodźmy stąd, miałaś coś zjeść, o ile się nie mylę. 

niedziela, 19 stycznia 2014

Rozdział IV Postać

           Pokój, który kiedyś był miejscem przyjacielskich spotkań, teraz zamienił się w horror. Vivian miała wrażenie, że każda osoba w salonie gdy tylko do niego weszła została ogłuszona i pozostawiona na podłodze. Ciała bezwładnie ułożone na dywanie blokowały przejście do kanapy na której leżał Jack. Chłopak miał okropną ranę na udzie, a jego twarz była wykręcona w bólu. Niektórzy już wychodzili z odrętwienia, ponieważ można było usłyszeć ciche jęki dochodzące ze środka pokoju. Dziewczyna nie wiedziała co ze sobą zrobić. Chciała podbiec do Jacka i opatrzyć mu ranę, mogła też pomóc leżącym na dywanie, tak żeby nie leżeli na sobie i mogli się swobodnie podnieść jak już odrętwieją. Zaczęło jej się kręcić w głowie i musiała się przytrzymać szafy, żeby nie stracić równowagi.
Coś jest nie tak z tym pokojem. Nie bez powodu ci wszyscy leżą nieprzytomni. To musi być jakiś środek usypiający, albo jeszcze gorzej.
Usłyszała dźwięk otwieranych drzwi i zachwiała się w momencie, gdy chciała obejrzeć się za siebie. Obraz rozmywał się jej przed oczami i ledwo stała na nogach, musiała jak najszybciej stąd wyjść, ale drzwi się już zamknęły. Nie ma drogi ucieczki z tego miejsca, coraz bardziej osłabiona upadła na kolana przed czymś co przez mgłę mogła tylko nazwać czarną figurą.
-Oh biedna Vivian.. Przecież ostrzegałem, żeby nie wchodzić do tego pokoju bez masek. Będziesz musiała tu zastać póki wszyscy nie zostaną unieszkodliwieni.
Ironia mówcy wwiercała się w jej umysł na długo po tym jak padła nieprzytomna na podłogę. Mówił z akcentem, którego dziewczyna nie mogła rozpoznać w tamtej chwili, a słowa przez to wydawały się groźniejsze.
Podczas letargu miała straszną wizje:

           Jak się tu znalazłam ? Przechodząc oglądałam karykaturalne portrety nieznanych mi ludzi. Co to za miejsce ?
-Vivian chodź do nas! – Czy to jest Jack ? Czemu wszystko się tu świeci ?To miejsce jest podejrzane, ale pójdę za nim.
Chłopak wziął mnie za rękę i pociągnął lekko za sobą. Przeszliśmy przez szerokie drzwi prowadzące na zewnątrz.
-Widzisz jak tu pięknie ? – Rozejrzałam się po placu, gdzie kwitły wiśnie i śliwy. Płatki wirowały z cudownym tańcu tam, gdzie zawiał mocniej wiatr. Chciałam już mu odpowiedzieć, ale on zniknął.
 Rozpłynął się wśród drzew. Tak zatraciłam się w cudownym widoku zewnętrznego świata, że nawet nie zauważyłam kiedy odszedł. Musi być gdzieś blisko, a może trafie jeszcze na kogoś innego. Szłam w głąb sadu rozglądając się niepewnie we wszystkie strony poszukując znajomych twarzy. Coś poruszyło się daleko przede mną, interesujące. Postać przemieszczała się szybko przeskakując zwały ziemi i powalone drzewa. Sad stawał się coraz bardziej zaciemniony, a wszystkie kolory zaczynały blaknąć. Mam biec dalej ? Chyba nie powinnam się oddalać od Domu, ale jestem teraz wolna, mogę robić  co chce, a chce zobaczyć dokąd mnie zaprowadzi ten człowiek. Gdy go dogoniłam, siedział już na grubym, zwalonym pniu drzewa wpatrując się we mnie, nic nie powiedział. Powoli wstał, a jego długie blond włosy zakryły mu twarz. Wyciągnął w moją stronę ręce, które były nienaturalnie powykręcane i mnie przytulił. Jego dotyk wbrew pozorom był  delikatny, a skóra mu pachniała morska bryzą. Uwielbiałam ten zapach, ale teraz czułam się niezręcznie w jego objęciach. Chciałam się uwolnić od uścisku, jednak stwór mi na to nie pozwalał. Coraz bardziej zdenerwowana zaczęłam się wyrywać, aż w końcu udało mi się od niego uwolnić. Postać zaczęła piszczeć cienkim głosem, a drzewa wokół zmieniły kolory. Las stał się teraz mroczny i nie widać było żadnych ścieżek. Chłodny wzrok stwora mówił, żebym lepiej uciekała, bo on nie toleruje sprzeciwu. Co sił w nogach zaczęłam biec w stronę, z której najprawdopodobniej przyszłam. Mój instynkt mnie nie zawiódł, ponieważ po chwili wbiegłam na dziedziniec przed Domem. Tylko teraz wyglądał jakby przeszło tędy tornado. Drzewa z połamanymi konarami tworzyły istny labirynt gałęzi, nie pozwalając nikomu przejść w bezpieczne miejsce. Nie miałam czasu na przedzieranie się przez tą plątaninę, ale jeśli ja tracę na to czas to i ta postać musi to samo pokonać. Pod presją jaką stanowił goniący mnie stwór udało mi się w miarę szybko pokonać labirynt i dostać się do domu. Panowały w nim nieprzeniknione ciemności, ale doskonale  znałam rozmieszczenie pomieszczeń, dlatego udałam się do największego pokoju. Skrobanie o drzwi uświadomiło mi, że nie jestem już sama, dlatego jak najszybciej musiałam znaleźć kryjówkę zanim mnie znajdzie. Jednak ten stwór był o wiele ode mnie szybszy i gdy zdążyłam wejść do salonu on była już na mną. Nie mogłam krzyczeć ani chociażby wyksztusić jakiegokolwiek słowa, a potwór już się nade mną pochylał. Jego głos był znakomicie słyszalny, zwłaszcza kiedy szeptał mi do ucha.
-Pamiętaj Vivian kto tu wydaje rozkazy. Ja tu jestem Panem i nikt tego nie kwestionuje. Teraz, czas na twoją karę.
Wielkie zębiska zbliżały powoli się do mojego brzucha w tym samym momencie gdy odzyskałam głos. Mój krzyk odbijał się echem po całym pokoju, gdy chciałam się uwolnić z objęć śmierci.
 Jakaś niewidzialna ręka potrząsnęła mną wywołując moje imię. Ogarnęła mnie niemoc i poddałam się pod naporem kołysania.


-Vivian proszę obudź się. Błagam Vivian …  Jim zrób coś z nią, nie chce się obudzić.
-Leży tak już od wczoraj, wrzeszczenie na mnie nic nie zmieni. Już mówiłem, że sama musi się obudzić inaczej może jej to zaszkodzić.
-Raz w życiu mógłbyś coś zrobić dla mnie, a nie siedzieć tylko przy tych swoich badaniach  – Jack pochylał się nad dziewczyną od czasu do czasu spoglądając na brata.
Już miał ją zostawić w spokoju, gdy zaczęła krzyczeć. Ale nie było to zwykłe podniesienie głosu jak normalnie, tylko krzyk panicznego przerażenia jakie wydają osoby blisko śmierci. Podszedł do niej i zaczął nią lekko potrząsać i nawoływać. Gdy otworzyła oczy ujrzał w nich to czego się spodziewał - strach. Zobaczyła go i o ile to możliwe, głośniej krzyknęła próbując się od niego odsunąć.
-Zostaw mnie w spokoju! Nie dotykaj mnie!
-Vivian to ja, Jack. Uspokój się – Pochylił się nad nią, żeby ją złapać za nadgarstek, ale ona zaczęła się szarpać i spadła z kanapy, na której leżała. Cofała się z przerażeniem na całej twarzy, wykrzykując, żeby się do niej nie zbliżał. Nie miała dokąd uciec, bo ściana uniemożliwiła jej dalszą ucieczkę, w jej oczach pojawiły się łzy. Nie zważając na jej krzyki, Jack przysunął się do niej i objął ją swoimi ramionami. Zaczęła się wyrywać, a jej głos niemal pozbawił go słuchu. Nie puścił jej i wytrzymywał wszystkie wyzwiska rzucane w jego stronę do momentu, gdy głos jej się załamał i pozwoliła sobie na płacz. Delikatnie wodził rękami po jej plecach, żeby się uspokoiła, wiedział, że coś musiało się jej strasznego przewidzieć, bo nigdy by tak na niego nie zareagowała. Teraz i ona się w niego wtuliła powoli opanowując łzy, zaczęła szeptać jakieś nieznane słowa. Jack wsłuchując się w nie, próbował je odszyfrować jednak nie udawało mu się to, spoglądał tylko na nią uważnym wzrokiem. To co przeżyła przed chwilą nie mogło się tyczyć tylko zdarzeń z Domu, to musiało mieć początek jeszcze przed uwięzieniem.
-Zabierz mnie do pokoju – W tamtej chwili Vivian brzmiała jak malutkie dziecko pozbawione jakiekolwiek ochrony.
Zawahał się, a ona rzuciła mu pełne rozpaczy proszące spojrzenie. Nie mógł patrzeć na nią jak była tak przerażona dlatego wziął ją na barana i spełnił jej prośbę. Po drodze rzucił kilka wyzwisk bratu, który temu wszystkiemu się przyglądał. Dziewczyna oplatała jego szyję bojąc się, że może spaść, jednak Jack na to by nie pozwolił. Spytał się jej do jakiego pokoju chce iść, w końcu nie określiła tego dokładnie. Odpowiedziała jednym słowem.
-Bezpiecznego.
Na początku chciał zanieść ją do swojego jednak ten pomysł wydawał się mu samolubny i położył ją na jej łóżku. Wcześniej nie zauważył, że w jej pokoju pachniało morzem, ale nie kłopotał się tym dłużej i wyszedł. Zamykając drzwi usłyszał jęki dochodzące z pokoju, a potem odgłos upadku. Zaniepokojony wrócił się zobaczyć czy nic się jej nie stało. Dziewczyna przechodziła powoli w stronę drzwi z niechęcią na twarzy.
-Nie czuje się tu bezpiecznie sama – Przylgnęła do chłopaka w wyrazie bezsilności.
-Nie mogę uwierzyć, że to mówię – Zawahał się na chwile, a potem dokończył – Nie powinnaś mnie opuszczać. Już nigdy więcej mnie tak nie strasz. Zrozumiałaś ?
Żadnej odpowiedzi ze strony dziewczyny.
-Proszę, tylko nie się teraz znowu nie rozpłacz.
-Wiesz, że nikt do mnie nigdy tak nie powiedział ? – Vivian uśmiechnęła się przez łzy i zarzuciła mu ręce na szyje. 

piątek, 10 stycznia 2014

Rozdział III Niespodzianka

- Pułapki mówisz? Szczury cały czas wpadają w jakieś puste puszki i pudełka, a potem nie mogą wyjść. Spróbujcie tego – podał jej starą wazę w czarne wzorki.
-Dzięki, idę powiedzieć Jenny o twoim pomyśle.
Popatrzył chwile na nią jakby chciał coś jeszcze powiedzieć, ale machnął ręką i kazał jej wyjść tłumacząc, że jest zajęty.
Ciekawe o co mu chodziło.. Vivian pospiesznie ruszyła do kuchni, ale nikogo tam nie zastała. Gdzie ona może być? Usłyszała cichy śmiech dziecka na korytarzu i zaintrygowana wyjrzała z pokoju, żeby dowiedzieć się do kogo należy. Mała, słodka dziewczynka siedziała obok Jenny na schodach i pokazywała jej notatnik.
-Och, Vivian! Zobacz kogo przysłał nam Lalkarz.
-Cześć, jestem Vivian. Jak ci na imię?
-Etto.. Możesz mi mówić Anabell.
-Miło mi się poznać – Uśmiechnęła się do niej, a potem powiedziała Jenny o pomyśle Jacka.
-Przypominam sobie, że w tym domu jest pełno waz, może któraś się nada?
-I tak nie mam co robić.. Poszukam ich, a na razie trzymaj tę – Podała dziewczynie wazę z wzorkami i ruszyła schodami na górę.
Ta dziewczynka jest jakaś dziwna
. Lalkarz nie wpuściłby tu żadnego dziecka, chyba że to większy szaleniec niż myślałam. Albo ona nie ma tyle lat, na ile wygląda.
            Przeszła po wszystkich otwartych pokojach i znalazła jeszcze cztery wazy. Zaniosła je do kuchni, gdzie Jenny tym razem była sama. Zajęła się przyrządzaniem sałatki dla domowników i nie zwróciła uwagi na Vivian.
-Jenny? Przyniosłam ci te wazony jak chciałaś… Gdzie jest ta dziewczynka ?
-Anabell ? Jest gdzieś z Jackiem, chciała go poznać, wiec zaprowadziłam ją do piwnicy.
-Aha... Powiedz mi później czy łapałaś tego szczura, okej? Idę do swojego pokoju jakby ktoś mnie szukał.
-Jim chyba chciał coś od ciebie. Może pójdziesz się z nim zobaczyć ?
            Miała wrażenie, że chłopak jej nie lubi, a jeśli czegoś od niej chce, to musi być ważne, dlatego zaczęła go szukać po pokojach. Już miała wejść do salonu, gdy zauważyła jak Jack wychodzi z Anabell na rękach z piwnicy. Szybko schowała się w pokoju, żeby jej nie zauważył.
-Ta mała jest podejrzana, prawda ? – Usłyszała głos zaraz za sobą i przerażona odwróciła się plecami do drzwi.
-Jim! Nie strasz mnie tak! - Wzięła do ręki poduszkę i zaczęła go okładać po plecach ze złości, ale on tylko zaczął się śmiać i oddał jej drugą. Po przegranej bitwie nie chciał jej kontynuować.
-Dobra przestań, kim ty byłaś wcześniej ? Żołnierzem ?
-Nie do końca.. Marynarzem.. Można powiedzieć, że jestem bosmanem – Oczy się jej zaszkliły na wspomnienie swojego dawnego życia.
            Nie mogła się rozpłakać przy Jimie, dlatego zaraz po przejściu próby wyszła z pokoju. Byle jak najdalej od ludzi. Nie ma w tym domu miejsca w którym mogę się schować.. Nawet własny pokój nie jest osobisty. Hmm.. może jak przejdę próbę w bibliotece nikt mi nie będzie przeszkadzał. Po drodze starała nie zwracać na siebie uwagi, co było praktycznie niemożliwe, ponieważ na dobre się rozpłakała.
-Vivian? Coś się stało? – Wysoki brunet zaczepił ją na schodach.
-To nic Jean, potrzebuje trochę spokoju – szybko wspięła się na ostatni schodek i zamknęła za sobą drzwi do biblioteki. Jacy oni dzisiaj są namolni.
Dziewczyna stanęła przy ogromnym oknie i spoglądała w dal, chociaż przybite do framug deski zasłaniały jej cały widok. Nie panowała już nad swoim zachowaniem, dlatego pozwoliła łzą bez oporu płynąć po policzkach. Wspominała swoje życie na wolności, życie na statkach, gdzie widać było jak każdy powiew wiatru bezlitośnie podrywa wodę na znaczne wysokości. Kołysania fal zawsze ją uspokajały, dlatego korzystała z każdej okazji, by opuścić stały ląd. Załoga z ostatniej ekspedycji przypominała jej o wspaniałych chwilach na morzu. Z nimi najczęściej podróżowała i każdego uważała za członka rodziny. Zostali jej tylko oni, matka wraz z ojcem zostali zamordowani przez piratów dwanaście lat temu. Vivian musiała się wychowywać razem z dziećmi rybaków i nigdy nie znalazła dla siebie miejsca.
Jej refleksje przerwał szelest gdzieś w głębi pokoju.
-Jack? To ty?
Nikt się nie odezwał, dlatego zdumiona dziewczyna odwróciła się, żeby zobaczyć kto jest razem z nią. Nie zdążyła nic powiedzieć, ponieważ Jean mocno ją ścisnął i wręczył małe pudełeczko.
-Czemu wszyscy dzisiaj mnie straszą?! Nie potrzebne mi są prezenty Jean.
-Chociaż zobacz co jest w środku. Mam też czekoladki - Chłopak niepewnie się do niej uśmiechnął pokazując piękne zęby - Nie powinnaś w takim stanie zostawać sama.
Vivian nie mając ochoty na jakiekolwiek interakcje międzyludzkie otworzyła pudełeczko, żeby Jean jak najszybciej stąd wyszedł. Chciała zostać sama, a nikt tego nie rozumiał. Jednak zawartość podarunku ją zaciekawiła - była nią malutka przypinka w kształcie kapitańskiej czapki.
-Skąd wiedziałeś, że takie coś może mi się spodobać ?
-Kiedyś mi powiedziałaś, że często pływałaś na statkach. Ostatnio znalazłem to przechodząc próby i pomyślałem, że może ci się spodobać – Chłopak nadal się do niej szczerze uśmiechał, jednak coś w nim zdradzało, ze jest zdenerwowany.
-Jest piękna. Dziękuje – Ucałowała go w policzek, a potem wskazała miejsce na sofę na znak, żeby usiedli – Powiedz mi Jean, czy twoje imię nie jest przypadkiem francuskie? Śmiesznie się je wymawia.
-Jest. Kiedyś mieszkałem w Marsylii, ale przeniosłem się tutaj, żeby rozwijać swoja karierę. Byłaś może tam ?
-W Marsylii? Nie za często, ale zdarzało się nam parę  razy tam zacumować. Ładne miasto.
-Dla mnie jest ono piękne, ponieważ się tam wychowałem. Cieszę się, że tobie tez się podoba.
-Słuchaj Jean, miło się z tobą rozmawiała i dziękuje za pakunek, jednak nie byłam sama bez powodu. Wiesz, nie dla wszystkich te drzwi są otwarte, dlatego się tu schowałam. Nie mam ochoty kontaktować się z kimkolwiek, dlatego wybacz, ale cie zostawiam.
Wyszła zatrzaskując za sobą drzwi, minie trochę czasu zanim on przejdzie próbę, więc miała czas, żeby dostać się do pokoju. Przed rzuceniem się na własne łóżko zatarasowała fotelem drzwi. To był jedyny sposób na nienaruszalny odpoczynek. Dzisiaj nikt nie chciał jej dać spokoju, każdy coś chce i wszyscy mają jakieś ważne sprawy do niej. Po drzemce poszła wziąć ciepły prysznic i zapomnieć na chwile o świecie. Gdy wychodziła z łazienki usłyszała zamieszanie na parterze. Dźwięki w tym domu łatwo się roznoszą, jednak nie słyszała dokładnie o co chodzi. Uznała, że poradzą sobie bez niej i wsunęła się pod kołdrę, żeby odpocząć. Jednak coś ją niepokoiło, hałas na dole nie ustawał i był irytujący. Chcąc nie chcąc, musiała wstać i zejść, żeby dowiedzieć gdzie jest jego źródło.
Gdzie są wszyscy? Mimo tego, że jest noc zawsze kręci się po domu pełno marionetek. Zaczynam myśleć o nich jak Lalkarz... Chyba coś musiało się stać.
Rany na rękach nie pozwoliłyby jej przejść żadnej próby, dlatego mogła tylko rozglądać się za przyczyną hałasu na korytarzach. Drzwi od salonu były otwarte, co nie jest częstym widokiem, dlatego spojrzała przez szparę do pokoju i nie mogła uwierzyć w to co tam zobaczyła.
Jezu! Oni żyją prawda? Przecież, mogli tak po prostu poleżeć na dywanie. Nie mogło im się coś stać. Wtedy ogarnęła ją rozpacz, ponieważ wśród wszystkich osób jakie były w pomieszczeniu rozpoznała twarz Jacka.

wtorek, 31 grudnia 2013

Rozdział II Rzekoma wolność

Mijały dni, a ich życie w domu toczyło się dalej. Vivian była opiekuńczą osobą, dlatego nie zostawiała nikogo bez pomocy. Zmieniła stosunek wielu mieszkańców do przechodzenia prób i wyzwalała w nich chęć odzyskania wolności. Siedziały właśnie z Jenny w kuchni popijając herbatę, gdy do pokoju wtargnął Jim, cały roztrzęsiony.
-Coś się stało Jackowi ! Leży nieprzytomny w pokoju zabaw, a ja nie mogę się tam dostać. Moje ręce dłużej nie wytrzymają - Przez bandaże na jego rękach przesączała się krew.
-Jack ??  Boże, co on znowu zrobił? Musimy iść tam natychmiast! - Jenny zaczęła wykrzykiwać patrząc znacząco na Vivian - Ty dzisiaj nie przechodziłaś próby. Proszę, zrób to dla niego.
Vivian nie czekając na dalsze prośby, ruszyła do przejścia i przedzierając się przez ludzi, którzy zeszli zobaczyć co się stało, otworzyła drzwi do pokoju. Dzięki widokowi jaki zastała ugięły się pod nią kolana i osunęła się na podłogę. Jack leżał z kałuży krwi z otwartą raną na głowie, przeczołgała się do niego i ujęła jego twarz w dłonie.
 Jeszcze ciepły – pomyślała - Musiało się to stać niedawno.
-Jim pospiesz się, on ledwo żyje!
-Jenny podaj mi igłę, trzeba mu zaszyć tą ranę. Nie.. Najpierw trzeba ja odkazić, podaj mi spirytus.
-Nie ma go tutaj, Jim gdzie go zostawiłeś ?
-Jest na pewno w salonie. Vivian jeszcze raz cię proszę, pójdź po niego.
Dziewczyna z lekką niechęcią zostawiła ich i udała się do salonu. Po drodze zawinęła jakieś szmatki na ręce, żeby nie tracić bez sensu krwi i weszła do pomieszczenia obok. Przechodząc próbę natknęła się na to czego szukała. Na dnie butelki znajdowała się przezroczysta ciecz i była pewna, że należy ona do Jima. Biegiem ruszyła ponownie do bawialni, gdzie jej wyczekiwali, niemal wylewając zawartość. Kałuży już nie było, Jenny się ją zajęła. Teraz Jack leżał płasko na skrzynkach przykrytych jakąś płachtą. Vivian dała chłopakowi butelkę, a on zręcznie oczyścił ranę, a potem dokładnie zszył.
-No, teraz musi tylko leżeć, stracił dużo krwi, ale nic mu nie będzie.
-Chyba nie chcesz go tutaj zostawić? Zanieśmy go do pokoju -Vivian chciała się tylko zatroszczyć o niego.
-Nie dam rady nic podnieś co waży więcej niż pudełko ryżu.
-Jenny pomożesz mi? - Nie chciała słuchać jego tłumaczeń.
Dziewczyna popatrzyła się na nich, ale nic nie powiedziała i ostrożnie wzięła Jacka za nogi. Przeniosły go razem do pokoju, a potem Jenny uśmiechnęła się i życzyła powodzenia.
Czy ona myśli, że się z nim zakochałam? Emm... a zakochałam się? - rozmyślała nad tym wpatrując się w jego twarz. Nie znamy się długo, to prawda, ale na pewno się do niego przywiązałam. Mam nadzieję, że wyjdzie z tego. Co ja bez niego zrobię?  Ogarnął ją smutek na myśl, że może już nigdy z nim nie porozmawiać. Znalazła się teraz w odwrotnej sytuacji. Siedziała przy nim tak jak wcześniej on  nad nią. Nie wiedziała, czy czuł to samo co ona teraz, ale jedno było pewne: nie może go zostawić. Nie udało jej się wytrwać, ponieważ ze zmęczenia usnęła na krześle, a gdy się obudziła, ujrzała jego rozbawioną twarz. Głowa zsunęła jej się na łóżko nie daleko jego piersi, dlatego szybko ją podniosła wywołując atak koszmarnego bólu.
-Nic mi nie będzie, ale nie spodziewałem się, że gdy odzyskam przytomność zobaczę twoją twarz.- Nadal rozbawiony wpatrywał się nią.
-Sądziłam, że przyda ci się moja obecność. Mogę się przynajmniej teraz odegrać za to, co dla mnie zrobiłeś.
-Nie było to konieczne. Poradził bym sobie ja… aghh.
Objął ją ramieniem udając, że nie może wstać i pociągnął ją do siebie. Tracąc równowagę, upadła na miejsce koło niego nieco zażenowana biegiem wydarzeń.
-Myślałam, że nie masz siły. A tu proszę.. Zadowolony jesteś z siebie ? - już miała wstać jednak przytrzymał ja ramieniem i nie pozwolił jej opuścić łóżka.
-Nie pomożesz choremu? Teraz ja chce, żebyś została.
-Ale tylko chwile - wiedziała, że nie spełni swojego przyrzeczenia. Pozwoliła sobie na  wtulenie w jego pierś i napawała sie jego obecnością. W tej chwili nie pragnęła niczego więcej.
-Zaskakujesz mnie wiesz ?


-Nie za bardzo przymilasz się to tego faceta? - To były słowa, które usłyszała zaraz po powrocie od Jacka.
-Co zazdrosny jesteś ? - wyzywająco popatrzyła w kamerę - To  nie twoja sprawa.
-Nie zajmujesz się rzeczami ważnymi. Co z wolnością ?
-On daje mi wolność, przy nim zapominam, że zostałam tutaj zamknięta za zawsze!
-Dowiedz się, gdzie są skrytki, a otrzymasz prawdziwą wolność. W pokoju pewnie już się natknęłaś na puzzle. Zbieraj je, a osiągniesz swój cel - potem już tylko cisza.
-Lalkarzu? ... LALKARZU ! ... PIEPRZ SIĘ! Nie będę już robić tego co mi każesz!
Długa chwila ciszy, nie miała już nadziei, że jej jakoś odpowie, jednak ponownie usłyszała cichy głos:
-Nie chcesz chyba, żeby Jackowi znowu się coś stało?
-To wszystko przez ciebie? Jesteś okrutny! Nie możesz zabawiać się kosztem czyjegoś życia! Nawet jak na ciebie to była przesada!
Nie usłyszała żadnej odpowiedzi. Usiadła w fotelu przyglądając się ramkom na ścianie. Były puste, ale miały wyżłobienia w kształcie… cóż za niespodzianka –Puzzli. Podeszła do nich szukając jakiś znaków szczególnych. Zdjęła jedną z ramek i położyła ją na łóżku, potem wygrzebała z kufra te puzzle, które już znalazła i zaczęła układać. Brakowało jej ostatniego elementu obrazka. Jenny coś jej wspominała, o niepotrzebnych rzeczach, może ma też jakieś puzzle. Ruszyła do kuchni, aby ją wypytać. Jenny siedziała jak zwykle na blacie popijając herbatę i ucieszyła się na widok Vivian. Dziewczyna odłożyła filiżankę i uściskała ją wypytując o Jacka. Nieco spłoszona nie wiedziała jak odpowiedzieć i tylko się szeroko uśmiechnęła.
-To nie to co myślisz.. W sumie to sama nie wiem jak to jest – jednak w jej głosie dało się wyczuć sympatię do tego chłopaka.
-Pasujecie do siebie, naprawdę.
-Jenny, powiedziałabyś to każdemu..
-Wcale nie! Nie osądzaj pochopnie.
-Nie przyszłam tak właściwie na plotki.. Nie masz może jakiś niepotrzebnych puzzli?

-Chyba jakieś mam, ale widzisz nie znajdę ich, bo teraz buszuje tutaj nieznośny szczur! Porozgryzał nam wszystkie worki! Spytaj się Jacka, on na pewno będzie wiedział jak go złapać. W końcu w piwnicy jest ich pełno, a jakoś sobie radzi. No idź, nie unikaj go teraz – Po tych słowach popchnęła ją w stronę wyjścia. 


_______________________________________________________
Życzę wam na nowy rok dużo atrakcji i żebyście go przeżyli jak najlepiej <3