piątek, 21 marca 2014

Rozdział VI Nowe

           Vivian jest jedyną osobą, która tak często przemierza korytarze. Tego razu gdy przechodziła do bawialni natknęła się na młodego chłopaka. Musi być nowy, bo wcześniej go nie widziałam. A może był już tu wcześniej, a ja nie chciałam go widzieć ? Był średniego wzrostu i nietypowym kolorem włosów. Pojedyncze  kosmyki wylatywały z jego białego warkocza sięgającego łopatek uwiązanego wzorzystą wstążką. Chłopak zorientował się, że nie jest sam i odruchowo zamknął drzwi, przy czym zmusił siebie i ją do przejścia próby. Uśmiechnął się do Vivian pokazując najsłodszy uśmiech jakikolwiek wcześniej ujrzała i tchnęło ją do rozpoczęcia rozmowy.
-Znamy się ? Jestem Vivian Torisei, ale możesz mi mówić po prostu Vivian.
-Aki, Aki Williams. Miło mi cię poznać – Ogarnęła ich miła atmosfera, w której każdy mógłby wyczuć trochę szczęścia i zaskoczenia – Wcześniej cie nie widziałem.. Długo tu jesteś ?
-Hmm.. Sama właściwie nie wiem, może cztery, pięć miesięcy ? Tutaj czas się nie liczy tak jak na zewnątrz.
-Bo widzisz ja jestem tu dopiero od kilku dni, i to jest niesamowicie przytłaczające, że .. Czekaj.. To ty jesteś tą dziewczyną od snów, no nie ?
Vivian wzdrygnęła się na to wspomnienie i ponownie zalała ja fala przerażenia. Mogę mu przecież powiedzieć, że to nie ja i tak uważają mnie za dziwaczkę. Z drugiej strony może się dowiedzieć od kogo innego. Czemu  to cały czas tak przeżywam ? Czy jakoś się komuś naraziłam ? Dopiero teraz zauważyła, że chłopak się jej przygląda znajdując ostatnią rzecz z listy.
-Czy ty masz heterochromie ? Twoje lewe oko jest jaśniejsze od drugiego.
-Hę ? O czym ty.. A to. Zapomniałem założyć soczewek dzisiaj. I tak, mam, ale nie odpowiada się pytaniem na pytanie, to niegrzeczne.
-Jeśli ci chodzi o moje koszmary to tak, chyba o mnie chodzi. Czemu cie to tak interesuje ?
Zdenerwowany pociągnął ją za rękę prowadząc na górę do pokojów sypialnych pod tabliczkę Akina Williams i wpuścił do środka.
-Odpowiesz mi na jedno pytanie i dam ci spokój okej ?
-Akina? Czy to nie jest damskie imię ? – Trochę się zdziwiła, ale to normalne, że nadaje się niezwykłe imiona. Chłopak jednak zlekceważył jej uwagę i pytał dalej.
-Czy ta postać, o której mówiłaś była stara, brzydka i miała głębokie oczodoły? Bo co do rąk to na pewno były powykręcane.
-Tak, jak najbardziej tak i faktycznie oczodoły były bardziej wklęsłe niż zwykle. Przecież już mówiłam jak wygląda.
-Jestem nowy, ale nie myślałem, że tak szybko znajdę tu bratnią duszę. Widzisz.. Mnie też kiedyś prześladował ten stwór.. – Głos mu się zawiesił, a gdy spojrzał na dziewczynę, ta ujrzała w jego oczach nieskrywany lęk i odrazę.
-Prześladował ? Już  nie ? Proszę powiedz mi jak tego się pozbyć ! – Zaczęła mówić podniesionym,  proszącym głosem.
-Cicho bądź babo, jeszcze ktoś się zorientuje, że jesteś u mnie w pokoju. Wracając do tego stwora to wiem, że on jest zawsze przy mnie i chociaż już się nie ujawnia to ja nadal czuje jego ślad w swoim życiu. Ale zawsze mam przy sobie coś ostrego z przyzwyczajenia. Vivian, od Niego nie ma ucieczki. Ktoś na ciebie go nasłał i musisz jakoś się z tym oswoić.
-Czekaj czekaj.. Jestem blondynką, ja tak szybko nie łapie trudnych informacji. Jaki On? Kto nasłał ? Zawsze jest przy tobie ? To znaczy, że nigdy się od tego nie uwolnię ?
Aki wziął ją w ramiona na chwilę, żeby ta się uspokoiła i dodał jej otuchy, jednak gdy chciał ją puścić, nie pozwoliła mu na to.
-Czemu w twoim pokoju jest tak zimno ? – Mówiła coraz ciszej i ciszej, tak że ledwie ją rozumiał.
Biedna, jest słaba jednak pierwsze co robi to trzyma się kurczowo drugiej osoby. Przypomina mnie z dzieciństwa, ale ja nie byłem otoczony przez ludzi. Jest zbyt kruchą osóbką jak na opanowanie demona, czemu ktoś chciał jej śmierci? Jednak jest twarda. Aki między swoimi przemyśleniami wyniósł dziewczynę z pokoju. Widocznie nie może teraz  przebywać w wyświęconym miejscu, ale nie jest tak źle jak myślałem.
-Już lepiej się czuje – Vivian wyrwała się z objęć chłopaka i zaczęła mówić lekko rozdrażnionym tonem – Czemu nigdy nikt mi nie pozwoli upaść na ziemię ? Za kolejnym razem nauczyłabym się, że nie należy się narażać i może ogarnęłabym się.
- Lalkarz kazał mi przejść parę prób w otwartych pokojach, nie chciałabyś mi pomóc ? – Aki wiedział, że i tak nic nie osiągnie, dlatego zostawił temat snów za sobą i pozwolił wrócić do rzeczywistości.
-Co z tego będę mieć ? – Dawno nie miała jakiejkolwiek rozrywki, więc postanowiła się z nim podroczyć. Chłopak przybliżył swoją usta do jej ucha i zaczął spokojnie szeptać:
-Przyjemność ze spędzonego wspólnie czasu. Dawno nie rozmawiałem z kimkolwiek, a tobie się udało mnie wciągnąć w rozmowę. Już teraz jestem ci wdzięczny, ale może spędzisz jeszcze chwilkę czasu ze mną ?
-Mam inny układ: Ty mi opowiesz o sobie, a ja ci pomogę w przechodzeniu prób. Może być ?
-Oczywiście – Uśmiechnął się szeroko i promiennie, a w jego niemal żółtych oczach ujrzała charakterystyczny błysk podniecenia. Cieszy się jak dziecko i kto by pomyślał, że Lalkarz sprowadzi tu takie ciekawe osoby.

Na koniec dnia przeszli porozmawiać do kuchni. Co dziwnego nikt w tym czasie do niej nie wchodził, ani chociażby przechodził przez korytarz. Siedzieli przy kubkach kawy, oparci swobodnie na drewnianej ławie przykrytej cienkim kocem i grubymi poduszkami. Vivian siadała tu często z Jenny, gdy ta zatrzymywała ją na pogawędki.
-Nie uważasz tego za bestialstwo? Siedzisz tutaj dłużej ode mnie.. Jak możesz być taka spokojna? Człowiek zamknął cie z jakimś starym domu i każe ci zbierać jakieś głupie rzeczy.
-Uważaj Aki, bo strasznie gestykulujesz. Zaraz wylejesz kawę i sam będziesz spierał tę plamę.
-No ale gdzie tu sprawiedliwość ? Jak się tu znalazłaś tak w ogóle ?
-Bestialstwo, barbarzyństwo , okrucieństwo.. Może to nazywać jak chcesz, ja chce tylko powrócić do świata. Każdego dnia mylę o swoim ostatnim wspomnieniu z zewnątrz. Wracałam wtedy zdołowana ze sklepu, by przyjść do pustego już mieszkania, bez mojego narzeczonego. Wiesz czemu tak długo tu wytrzymuje ? Wyzbyłam się wszystkiego co zbędne – emocji, zaangażowania – Teraz liczy się tylko wolność.
Chłopak dłuższą chwilę myślał nad tym co powiedzieć. Nie wyobrażał sobie, życia bez emocji, nawet teraz było mu trudno je opanować. Jednocześnie chciał uściskać Vivian, za to że tak dobrze go rozumie i wreszcie znalazł kogoś z kim może spokojnie porozmawiać, jednak wie, że to nierozsądne, bo by się na niego wydarła. Mimo wcześniejszej rozpaczy teraz można powiedzieć, że jest w normalnym stanie, może nawet radosnym. Jego uczucia zmieniają się z minuty na minutę, ale ich wszystkich nie pokazuje. Widzi, że dziewczyna jest przytłoczona jego zachowaniem, dlatego chce być taki jak ona – opanowany i spokojny.
-Wiesz Vivian, uczucia też są ważne. Mimo, że starasz się ich nie okazywać to ja je widzę. Jesteś tu szczęśliwa, bo masz wokół siebie ludzi, którzy cie kochają. Może powinnaś jednak spróbować je uzewnętrznić, trzymanie tego w sobie doprowadzi cie niedługo wariactwa. Albo samotności.
-Jeszcze teraz powiesz mi, że to przez nieokazywanie emocji, w mojej głowie, pojawił się potwór, który codziennie tworzy mi dziurę w umyśle, nawiedza co noc i przez niego boje się wyjść dalej niż za drzwi pokoju Jacka.
-Jest gorzej niż myślałem – Aki pod nosem zaczął komentować jej uwagę
-O czym ty myślałeś ? Jakie gorzej ?
-Myślałem, że mogę ci o nim opowiedzieć później. Że mamy jeszcze sporo czasu. Jednak jak powiedziałaś, że nawiedza cie codziennie i że się go boisz.. Nie zostało nam wiele czasu.
-Czasu na co ? Według mnie cały dzień mówisz zagadkami. Nie możesz mi powiedzieć o co chodzi dokładnie ? – Zawahała się, poczym popatrzyła na niego i zobaczyła dezaprobatę, wiedziała, że nie powie jej nic więcej, ale musiała spróbować. Zrobiła maślane oczy i poprosiła go znowu, żeby jej powiedział o co chodzi.
-To na mnie nie działa. Nie chcesz po prostu tego się dowiedzieć, bo będzie jeszcze gorzej. Jednak musimy wypędzić tego demona zanim przejmie nad tobą kontrole – Wtedy po raz pierwszy ujrzał przerażenie w jej oczach – Wstawaj. Musisz mi pokazać to miejsce, gdzie ci się pojawiał.
-Cz-czy to na pewno dobry pomysł ? – Powiedziała to lekko drżącym głosem– Nie chce iść znów na ten korytarz.
Aki pomógł jej wstać i umyć kubki po kawie. Z mokrymi jeszcze rekami odwrócił się do niej i objął ją ramionami. Przez chwile nie wiedziała co zrobić, ale pomyślała, że należy mu się uścisk i przyłożyła ręce to jego pleców, chociaż nadal trzymała filiżankę. Cały czas ją zaskakuje jakikolwiek bliższy kontakt z ludźmi.
-Nic ci się nie stanie Vivian – Zaczął szeptać jej do ucha – Nie przy moim boku. Wiesz, że teraz będę za tobą chodził krok w krok, no nie ? Nie możesz zostać teraz sama… Emm... Kobieto ? Słuchasz ty mnie w ogóle ? Vivian ? – Dziewczyna wypuściła kubek z ręki i odsunęła się od Akiego.
 Pochyliła się i zaczęła zbierać szczątki naczynia z podłogi raniąc sobie przy tym ręce. Nie zwracała uwagi na to, że jej dłonie całe pokryły się krwią, dalej po kawałeczku podnosiła porcelanę. Z jej oczu zaczęły lecieć łzy i próbowała je otrzeć ręką, brudząc sobie przy tym twarz. Poczuła ciepłą rękę na swoich plecach i kolejną na nadgarstku, a potem z trudem wstała. Przed nią Aki cały czas stał oparty o zlew, widocznie zdążył się odwrócić zanim się podniosła. Za nią natomiast stał Jack.
-Przepraszam Vivian – Tylko tyle do niej powiedział – Zaraz ci ją oddam Williams. Ważna sprawa.
-Czego chcesz Jack ? Cały tydzień mnie unikasz i nagle chcesz ze mną porozmawiać. Co z tobą nie tak ? – Cały czas miała łzy w oczach, gdy patrzyła wprost na niego – Zostawiłeś mnie wtedy. On naprawdę tam był !
-Wierze, że go tam widziałaś. Pamiętasz co ci powiedziałem kiedyś ? – Objął ją rękoma i oparł brodę na jej głowie, a ta wtuliła się z jego pierś – Wszystko zależy do ciebie. Przez ten tydzień siedziałem w naszej bibliotece i szukałem odpowiedzi na twoje pytanie. Znalazłem ją i jak najszybciej chciałem ci o tym przekazać.
-Zadziwiające jak szybko można zmienić zdanie – Jack i Vivian odwrócili się w stronę chłopaka, o którym zdaje się zapomnieli – Chodźcie najpierw na ten korytarz, bez niej nic nie zobaczę. Chce wam pomóc, pozwolicie ?
Cała trójka wyszła z kuchni kierując się na wspomniane miejsce, jednak Vivian stanęła przed drzwiami jak zamurowana. Miała wrażenie, że ktoś lub coś ich obserwuje. Zaczęła się powoli rozglądać to kątach, ale niczego nie dostrzegła, a mężczyźni z uwagą jej się przyglądali. Dziewczyna machnęła ręką wskazując, żeby szli dalej i nie zwracali na nią zbytniej uwagi. Gdy już znaleźli się na korytarzu poczuła się swobodniej niż zwykle, miała ochotę zostać tam jak najdłużej mino że wcześniej omijała to miejsce jak tylko mogła. Napis cały czas tam był, tym razem nie tak widoczny, ale nadal był. Vivian przysunęła się do niego i jakaś niewidzialna siła skłoniła ją do dotknięcia liter. Czuła  jakby przez palce przeciekała jej woda, a potem ucisk w brzuchu. Powstrzymała się od krzyku zaskoczenia, bo coś zatkało jej usta.
-Boże, Akina ! Zrób coś! Sam chciałeś tu przyjść – Głos Jacka słyszała jak przez mgłę, jednak powoli otrząsała się ze swojego obecnego stanu i oderwała rękę od ściany.
-Bez paniki chłopaki. Nic mi nie jest, panuje nad sytuacją – A potem usiadła na samym środku pomieszczenia.
-No to może zacznę od początku – Białowłosy zaczął tłumaczyć – Jak już pewnie wiesz, w tym domu jest mnóstwo dziwnych i strasznych rzeczy. Jedną z nich jest to, że w tobie jest demon. – Mówił to tak spokojnym tonem, że trudno uwierzyć o jakich sprawach mówi – Jednym ze sposobów na odesłanie go będzie zamknięcie jego osoby w kluczu Salomona. Potem ci wyjaśnię o co chodzi. Ale to wcale nie jest takie łatwe jak wam się wydaje. Potrzebujemy przynęty, która w tym przypadku jest oczywista,  ale i kosztowna. Vivian musimy to zrobić jak najszybciej – wiesz o tym – i to ty zaprosisz tu tego stwora – Na te słowa dziewczyna spojrzała na niego z ukosa i wykrzywiła usta w grymas bólu – Nie, nie ma innego wyjścia. Musisz to zrobić jeśli chcesz się pozbyć go ze swojego życia. Za to ty Jack możesz jej pomóc. Znajdź w tym cholernym więzieniu trochę kredy, świece i sól, dużo soli. Musi jej starczyć dla każdego, rozdaj ją po trochu domownikom i powiedz, że to ważne. Niech trzymają ją przy sobie cały dzień, dopóki nie powiem, że mogą już ją wyrzucić. A potem wróć do nas – Jack cały czas stał oparty o zabite deskami okno i ani myślał zostawić ich samych – No już idź, bo możesz nie zdążyć. Sól odstrasza demony takie jak on i nie opęta nikogo więcej w tym domu.
-Proszę cie Jack, zrób to co ci mówi. Chce jak najszybciej wyjść z tego koszmaru i nie pozwolę na to, żeby to coś przeszło na kogoś innego. To możesz być nawet ty! Nie znam się na tym, ale jeśli istnieje sposób na zakończenie, chce to zrobić – Vivian siedziała nadal na podłodze i patrzyła się przeszywająco na chłopaka, potem spuściła głowę i powiedziała – Zrobisz jak uważasz – potem wstała i znowu stanęła przy ścianie z napisem.
-Oby to się opłaciło – Rzucił tylko i już miał wyjść w pomieszczenia, jednak drogę zastawiła mu smukła postać.
-Sól już rozdałam każdemu, a świece i kreda są na strychu, wystarczy je znieść. Sądziłam, że sama uporam się z tym złym duchem, ale jak już wzięliście się za to, mogę wam pomóc.
Wszyscy wpatrywali się w wysoką japonkę, która swoje czarne włosy upięła pałeczkami w koka. Miała na sobie czarny komplet, a marynarka dodatkowo była zdobiona czerwonymi zawijasami układającymi się w wzór smoka. Prawdopodobnie przez wiele lat pozbywała się akcentu, bo teraz mówiła czysto i melodycznie. W ręce trzymała trzy małe woreczki, najprawdopodobniej z wymienioną już solą i rzuciła je każdemu.
-Dziękuje, że mi pomagasz, ale nie obraź się: Kim ty jesteś ? Wcześniej cie tu nie widziałam. – Vivian znała niemal każdego kto przebywał w tym domu.
-Przykro mi, że nie zauważyłaś mnie wcześniej, ale skoro już się spotkałyśmy to jestem Ten Nakamura. To przeze mnie w twoim pokoju pachnie solą morską – Uśmiechnęła się nieznacznie – Nie wiedziałam, że tak skrajnie na to zareagujesz, mogłam ci o tym powiedzieć wcześniej. Przepraszam.
-Jack idź po te świece w końcu – Aki mówił już zmęczonym tonem – Nie mamy całego dnia.
Na korytarzu zostały już tylko trzy osoby: Dziewczyna opętana przez demona, białowłosy chłopak i Azjatka – Wręcz idealny zespół na seans spirytystyczny.  Czarnowłosa kobieta pomogła wstać Vivian z podłogi i wskazała to miejsce na pułapkę.
-Rabisu uwielbia krew i strach więc jedynym sposobem na zwabienie go tutaj jest ukazanie mu ich.
- Skąd to wiesz Ten? Ten demon się tak nazywa ?
- Wiem dużo rzeczy, a tak akurat się przyda teraz. Mało ważne skąd są te informacje – Uśmiechnęła się do nich i na nowo zaczęła tłumaczyć im co mają robić – Jack jak przyjdzie musi ci upuścić trochę krwi, którą przywitasz demona. Potem masz stać nieruchomo i nie zważać na nic. Kompletnie na nic. Nic nie może cie rozproszyć, a już nie mówię o tym, że masz nie reagować na zaczepki tego demona – Patrzyła się na Vivian do chwili, gdy ta pokiwała głową na znak zrozumienia – Mam nadzieje, że jesteś gotowa, bo twój kochaś już jest na dole.
W chwili gdy obejrzały się w stronę drzwi przeszedł przez nie Jack we własnej osobie, a w rękach miał potrzebne rzeczy. Wręczył je Azjatce, a potem podszedł do Vivian i wziął ją z ramiona. Usłyszał jak dziewczyna mówi, żeby się odsunął i wziął nóż do ręki. Popatrzył się na nią, bo wydawało mu się, że się przesłyszał. W jej oczach spostrzegł nutę smutku i żalu, nie wiedział z jakiego powodu.
- Krew jest konieczna, aby Rabisu tu przyszedł. A może ją upuścić tylko osoba, która jest związana z opętaną. W tym przypadku jesteś nią ty Jack. Chcesz pomóc swojej kochance?
Chłopak natychmiast zbladł, a potem zająknął się i machną ręką.
-Nic takiego nigdy nie miało miejsca, ale zrobię to dla niej jeśli to konieczne. – Wziął do ręki nóż od Akiego, który usunął się na jakiś czas w cień, ustępując nowej dziewczynie – Ale mam to zrobić teraz? Bez żadnego przygotowania? Tak po prostu naciąć jej skórę?
-Bardziej niż teraz nie można się przygotować, dostała wskazówki i powinna się ich ściśle trzymać – Białowłosy spokojnie mówił do niego jak to dziecka – No dalej, zróbcie to.
-Hej! Przestańcie mówić jakby mnie tu nie było! – Vivian miała dość olewania jej, ale nie mogła nic na to poradzić – Jestem gotowa, zaczynajmy.
-Najlepiej przetnij wzdłuż przedramienia i zbierz wszystko do naczynia, a ty Vivian gdy już nie będziesz miała siły masz nam o tym powiedzieć.
Powoli, drżącymi rękoma Jack zrobił dziewczynie krótkie rozcięcie na przedramieniu i podstawił naczynie pod koniec rany. Ten i Aki na zmianę mówili do nich, żeby dodać im otuchy.
-Teraz musisz zaprosić Rabisu do tego pomieszczenia – Vivian dziwnie się popatrzyła na obojga i uniosła brew w celu pytania – Napisz to samo co on, a potem dodaj jego imię.
-Memento Mori, Rabisu? Krwią ? Na ścianie?
Pokiwali głowami na potwierdzenie i razem z Jackiem odsunęli się pod same okna. Dziewczyna stała chwilę przed ścianą dygocząc ni to ze strachu , ni to z podniecenia, ale w końcu zaczęła wypisywać znaki. Zamknęła oczy i na oślep próbowała stworzyć zdanie, nie chciała zobaczyć jak przychodzi. Dopiero po długich minutach udało jej się dokończyć cały napis, ale nie nic się nie zmieniło. Nikt nie przyszedł, żadnych znaków ani niezwykłych zachowań.
-Może powinniście wyjść? Skoro ma się ze mną spotkać nie chce was widzieć?
-Na pewno chcesz zostać tu sama Vivian ? Krzyknij jak coś się stanie – A potem trójka obserwatorów wyszła z pomieszczenia. Dziewczyna natomiast usiadła w tym samym miejscu co wcześniej i czekała. Nic się nie działo więc odwróciła się w stronę okien i zaczęła obserwować przez szpary niebo. Była już prawie noc więc nie za wiele widziała, jednak nie przeszkadzało jej to.
Nie wiedziała dokładnie ile czasu minęło, ale w końcu coś zaczęło się dziać. Do korytarza weszła Anabell i wpatrywała się zdziwionym wzrokiem na Vivian i jej rękę. Zbladła nieco na twarzy i zapytała:
-Co ci się stało w rękę ? Myślałam, że unikasz tego miejsca odkąd.. No wiesz ..
-Oh Anabell, wystraszyłaś mnie. Nic mi się nie stało, bądź spokojna. Bardziej martwię się o ciebie – Co tutaj robisz ? Nie powinnaś już spać ? Jak ty jutro będziesz wyglądać księżniczko jak się nie wyśpisz? – Uśmiechnęła się do niej, bo nie chciała żeby wyczuła ironie w jej głosie.
-Sól mi się rozsypała i chciałam iść do kuchni po nową, tędy jest najszybciej. – Wtedy Vivian klepnęła się w czoło z powodu swojej nieuwagi.
-Masz mój, mi i tak nic już nie pomoże. Wracaj na górę i spać, bo już późno.
-Czemu mi go dajesz? Bez niego może ci się coś stać – dziewczynka naprawdę się zmartwiła – Ale skoro już to robisz to chyba nie bez powodu. Dziękuje. – I wyszła z pokoju.
Drzwi się za nią zatrzasnęły, a z drugiej strony dało się usłyszeć szepty.
-Nic mi nie jest. To była tylko Anabell, nie Rabisu – Potem szepty ustały, a w pokoju zrobiło się nienaturalnie cicho.
Vivian cały czas siedziała tyłem do napisu na ścianie i wpatrywała się w deski. Potem poczuła poruszenie za sobą jednak nie odwróciła głowy i poczuła się niezręcznie. Strach powoli wywierał na niej presję, żeby spojrzeć w tył i przekonać się, że nikogo tam nie ma. Za sobą dokładnie słyszała kroki i musiała mocno ścisnąć dłonie w pięści, aby się opanować. Nigdy wcześniej w swoim życiu nie czuła strachu takiego jak przez ostatnie dni od koszmaru, nigdy też nie musiała się na siłę opanowywać. To była dla niej nowość i wcale nie czuła się z tym dobrze.
Coś dotknęło jej lewego ramienia a potem prawego i usłyszała cichy oddech koło ucha. Trzymała głowę prosto, a jej oczy zaszkliły się ze strachu i zabrakło tchu. Zawołała cicho swoich towarzyszy, ale nie była pewna czy ją usłyszeli więc powtórzyła głośniej, a potem poczuła czyjąś rękę na swoich ustach i obcy podbródek na ramieniu. Przechyliła głowę i oparła ją o coś, co się o nią opierało z przyzwyczajenia. Siedziała w takim stanie przez chwilę i mogłaby trwać tak dłużej gdyby nie to, że stwór podniósł ją na rękach i ukazał swoje oblicze.
Przybrał postać szczupłej kobiety o długich jasnych włosach spuszczonych na ramiona, dzianą w czarny płaszcz do kostek. Odcień skóry był nieludzki w świetle korytarza, sine ramiona były nienaturalnie powykręcane jak to zapamiętała. Twarz za to wcale nie była taka niezwykła jakby podejrzewała, już ją gdzieś widziała.
Vivian wrzasnęła i wyrwała się z jej objęć, a za sobą usłyszała dźwięk otwieranych drzwi, które z hukiem się zamknęły z powrotem. Spanikowana obejrzała się by zobaczyć czy ktoś zdążył wejść, niestety nikt nie zdołał. Stanęła więc spokojnie i próbowała się opanować, a wtedy demon po raz pierwszy do niej przemówił:
-Wzywałaś? Najmilsza, czego chcesz ode mnie?
-Chce żebyś zostawiła mnie w spokoju – Dziewczyna próbowała odpowiadać zdecydowanym tonem.
-Jestem częścią ciebie. Nie mogę cie zostawić. Nie teraz, kiedy jeszcze niczego nie wiesz?
-Nie potrzebuje cie do życia. Jeśli chcesz, żebym się czegoś dowiedziała to mi to powiedz teraz.
-Oh, dzięki mnie tylko żyjesz. Ostatnio o mnie zapomniałaś wiec musiałam o sobie przypomnieć. Jesteśmy związane krwią od czasu twojego ofiarowania. To twoi prawdziwi rodzice do tego doprowadzili.
-Prawdziwi rodzice o czym ty mówisz? Papa i mama nigdy by mi nic nie zrobili, a już na pewno nie związali z demonem.
-Oddali swoje tchnienie za ciebie. Zginęli, żebyś ty mogła żyć. Utopili się, abyś ty mogła oddychać. Twoja dusza należy do mnie jednak to ty masz teraz władze.
-Nie rozumiem. Mówili mi, że rodziców zabili piraci, przez te wszystkie lata zostałam wychowywana przez tych okropnych ludzi.
-Życzenie ich śmierci się wypełniło jak chciałaś, jednak zastanawiam się czemu nadal tu jesteś. Zażycz sobie wieczystej wolności, a ona się wypełni.
-Skoro mnie tak dobrze znasz, to wiesz, że nie mam do czego wracać. Tu jest mój nowy dom.
-Ale nadal dążysz do zwycięstwa.

-Lalkarzu czy ty to widzisz ?? – Cisza jak zwykle. Odkąd zaczęła się ta cała sprawa z demonem nie odzywał się do nikogo – Do cholery, zawsze nie ma go jak potrzeba. BĘDZIESZ COŚ CHCIAŁ, ZOBACZYSZ.

______________________________________________________________
Przepraszam, że mnie tak długo nie było i postaram się jakoś wam to wynagrodzić. Jeśli oczywiście ktoś tu jest..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz