wtorek, 31 grudnia 2013

Rozdział II Rzekoma wolność

Mijały dni, a ich życie w domu toczyło się dalej. Vivian była opiekuńczą osobą, dlatego nie zostawiała nikogo bez pomocy. Zmieniła stosunek wielu mieszkańców do przechodzenia prób i wyzwalała w nich chęć odzyskania wolności. Siedziały właśnie z Jenny w kuchni popijając herbatę, gdy do pokoju wtargnął Jim, cały roztrzęsiony.
-Coś się stało Jackowi ! Leży nieprzytomny w pokoju zabaw, a ja nie mogę się tam dostać. Moje ręce dłużej nie wytrzymają - Przez bandaże na jego rękach przesączała się krew.
-Jack ??  Boże, co on znowu zrobił? Musimy iść tam natychmiast! - Jenny zaczęła wykrzykiwać patrząc znacząco na Vivian - Ty dzisiaj nie przechodziłaś próby. Proszę, zrób to dla niego.
Vivian nie czekając na dalsze prośby, ruszyła do przejścia i przedzierając się przez ludzi, którzy zeszli zobaczyć co się stało, otworzyła drzwi do pokoju. Dzięki widokowi jaki zastała ugięły się pod nią kolana i osunęła się na podłogę. Jack leżał z kałuży krwi z otwartą raną na głowie, przeczołgała się do niego i ujęła jego twarz w dłonie.
 Jeszcze ciepły – pomyślała - Musiało się to stać niedawno.
-Jim pospiesz się, on ledwo żyje!
-Jenny podaj mi igłę, trzeba mu zaszyć tą ranę. Nie.. Najpierw trzeba ja odkazić, podaj mi spirytus.
-Nie ma go tutaj, Jim gdzie go zostawiłeś ?
-Jest na pewno w salonie. Vivian jeszcze raz cię proszę, pójdź po niego.
Dziewczyna z lekką niechęcią zostawiła ich i udała się do salonu. Po drodze zawinęła jakieś szmatki na ręce, żeby nie tracić bez sensu krwi i weszła do pomieszczenia obok. Przechodząc próbę natknęła się na to czego szukała. Na dnie butelki znajdowała się przezroczysta ciecz i była pewna, że należy ona do Jima. Biegiem ruszyła ponownie do bawialni, gdzie jej wyczekiwali, niemal wylewając zawartość. Kałuży już nie było, Jenny się ją zajęła. Teraz Jack leżał płasko na skrzynkach przykrytych jakąś płachtą. Vivian dała chłopakowi butelkę, a on zręcznie oczyścił ranę, a potem dokładnie zszył.
-No, teraz musi tylko leżeć, stracił dużo krwi, ale nic mu nie będzie.
-Chyba nie chcesz go tutaj zostawić? Zanieśmy go do pokoju -Vivian chciała się tylko zatroszczyć o niego.
-Nie dam rady nic podnieś co waży więcej niż pudełko ryżu.
-Jenny pomożesz mi? - Nie chciała słuchać jego tłumaczeń.
Dziewczyna popatrzyła się na nich, ale nic nie powiedziała i ostrożnie wzięła Jacka za nogi. Przeniosły go razem do pokoju, a potem Jenny uśmiechnęła się i życzyła powodzenia.
Czy ona myśli, że się z nim zakochałam? Emm... a zakochałam się? - rozmyślała nad tym wpatrując się w jego twarz. Nie znamy się długo, to prawda, ale na pewno się do niego przywiązałam. Mam nadzieję, że wyjdzie z tego. Co ja bez niego zrobię?  Ogarnął ją smutek na myśl, że może już nigdy z nim nie porozmawiać. Znalazła się teraz w odwrotnej sytuacji. Siedziała przy nim tak jak wcześniej on  nad nią. Nie wiedziała, czy czuł to samo co ona teraz, ale jedno było pewne: nie może go zostawić. Nie udało jej się wytrwać, ponieważ ze zmęczenia usnęła na krześle, a gdy się obudziła, ujrzała jego rozbawioną twarz. Głowa zsunęła jej się na łóżko nie daleko jego piersi, dlatego szybko ją podniosła wywołując atak koszmarnego bólu.
-Nic mi nie będzie, ale nie spodziewałem się, że gdy odzyskam przytomność zobaczę twoją twarz.- Nadal rozbawiony wpatrywał się nią.
-Sądziłam, że przyda ci się moja obecność. Mogę się przynajmniej teraz odegrać za to, co dla mnie zrobiłeś.
-Nie było to konieczne. Poradził bym sobie ja… aghh.
Objął ją ramieniem udając, że nie może wstać i pociągnął ją do siebie. Tracąc równowagę, upadła na miejsce koło niego nieco zażenowana biegiem wydarzeń.
-Myślałam, że nie masz siły. A tu proszę.. Zadowolony jesteś z siebie ? - już miała wstać jednak przytrzymał ja ramieniem i nie pozwolił jej opuścić łóżka.
-Nie pomożesz choremu? Teraz ja chce, żebyś została.
-Ale tylko chwile - wiedziała, że nie spełni swojego przyrzeczenia. Pozwoliła sobie na  wtulenie w jego pierś i napawała sie jego obecnością. W tej chwili nie pragnęła niczego więcej.
-Zaskakujesz mnie wiesz ?


-Nie za bardzo przymilasz się to tego faceta? - To były słowa, które usłyszała zaraz po powrocie od Jacka.
-Co zazdrosny jesteś ? - wyzywająco popatrzyła w kamerę - To  nie twoja sprawa.
-Nie zajmujesz się rzeczami ważnymi. Co z wolnością ?
-On daje mi wolność, przy nim zapominam, że zostałam tutaj zamknięta za zawsze!
-Dowiedz się, gdzie są skrytki, a otrzymasz prawdziwą wolność. W pokoju pewnie już się natknęłaś na puzzle. Zbieraj je, a osiągniesz swój cel - potem już tylko cisza.
-Lalkarzu? ... LALKARZU ! ... PIEPRZ SIĘ! Nie będę już robić tego co mi każesz!
Długa chwila ciszy, nie miała już nadziei, że jej jakoś odpowie, jednak ponownie usłyszała cichy głos:
-Nie chcesz chyba, żeby Jackowi znowu się coś stało?
-To wszystko przez ciebie? Jesteś okrutny! Nie możesz zabawiać się kosztem czyjegoś życia! Nawet jak na ciebie to była przesada!
Nie usłyszała żadnej odpowiedzi. Usiadła w fotelu przyglądając się ramkom na ścianie. Były puste, ale miały wyżłobienia w kształcie… cóż za niespodzianka –Puzzli. Podeszła do nich szukając jakiś znaków szczególnych. Zdjęła jedną z ramek i położyła ją na łóżku, potem wygrzebała z kufra te puzzle, które już znalazła i zaczęła układać. Brakowało jej ostatniego elementu obrazka. Jenny coś jej wspominała, o niepotrzebnych rzeczach, może ma też jakieś puzzle. Ruszyła do kuchni, aby ją wypytać. Jenny siedziała jak zwykle na blacie popijając herbatę i ucieszyła się na widok Vivian. Dziewczyna odłożyła filiżankę i uściskała ją wypytując o Jacka. Nieco spłoszona nie wiedziała jak odpowiedzieć i tylko się szeroko uśmiechnęła.
-To nie to co myślisz.. W sumie to sama nie wiem jak to jest – jednak w jej głosie dało się wyczuć sympatię do tego chłopaka.
-Pasujecie do siebie, naprawdę.
-Jenny, powiedziałabyś to każdemu..
-Wcale nie! Nie osądzaj pochopnie.
-Nie przyszłam tak właściwie na plotki.. Nie masz może jakiś niepotrzebnych puzzli?

-Chyba jakieś mam, ale widzisz nie znajdę ich, bo teraz buszuje tutaj nieznośny szczur! Porozgryzał nam wszystkie worki! Spytaj się Jacka, on na pewno będzie wiedział jak go złapać. W końcu w piwnicy jest ich pełno, a jakoś sobie radzi. No idź, nie unikaj go teraz – Po tych słowach popchnęła ją w stronę wyjścia. 


_______________________________________________________
Życzę wam na nowy rok dużo atrakcji i żebyście go przeżyli jak najlepiej <3

niedziela, 29 grudnia 2013

Rozdział I Rodzina

      Po kilku godzinach snu, poczuła się znacznie lepiej i postanowiła wyjść ze swojego pokoju. Przechodząc korytarzami dosłownie wpadła na jakiegoś mężczyznę upadając na podłogę, ponieważ jeszcze nie odzyskała pełni sił. Roztrzepany facet pomógł jej wstać, a gdy miała ponownie upaść przez ciężar swojego ciała, mężczyzna złapał ją w pasie przyciągając do siebie. Stali tak chwile wpatrując się w siebie, ale to Vivian jako pierwsza odzyskała panowanie. Mężczyzna dalej trzymając jej rękę ucałował ją jak dżentelmen i się przedstawił:
-Mam na imię Jim. Ty pewnie jesteś tą nową, którą niedawno sprowadził Lalkarz.
-Emm.. Tak, mówią na mnie Vivian. Miło pana poznać.
-Ahh. Tylko nie pan, przez to czuje się staro. A poza tym tu wszyscy mówią sobie na ty.
-Dobrze.. Jim. Dziękuję, że mnie złapałeś, inaczej znowu bym sobie coś zrobiła.
-Żaden kłopot. Jestem tu, żeby pomagać. Może chciałabyś, żebym cię oprowadził ? Będzie ci trudno się poruszać do tym domu nie znając go.
-Jeśli nie sprawi ci to problemu... - Patrząc znacząco na jego ręce.
-Ach, przepraszam. To z przyzwyczajenia - Zażenowany puścił ją i wskazał kierunek.
Vivian ukradkiem przyglądała się mu, gdy wziął ją pod rękę i zaczął opowiadać o pomieszczeniach. Miał bladą cerę, ale jego oczy były koloru trawy, więc idealnie pasowało. Nie przejmował się, że jego jasnobrązowe włosy muskały mu szyję trochę już za długie. Kontrastem była długa linia blizny na boku szyi. Była zaciekawiona, jednak nie miała tyle odwagi, żeby zapytać co mu się stało.          Przechodzili właśnie koło kolejnych drzwi, które z hukiem się otworzyły. Wyszedł z nich chłopak mniej więcej w wieku Jima
-Spoufalasz się z każdą kobietą w tym domu? - Zapytał mężczyzna.
-Chciałem ją tylko oprowadzić. Jest nowa.
-Jestem Jack - Wyciągną rękę do dziewczyny, która odwzajemniła powitanie.
-Nazywam się Vivian.
-Niespotykane imię, ale ładne.
-D-dziękuje - Odpowiadając jej policzki się nieco zaróżowiły.
-Jack, nie męcz dziewczyny, jest wykończona - Powiedział dziwnie zaborczy Jim.
-Bracie, nie zaczynaj znowu. Nie każda kobieta jest twoją własnością, wiec nie mów za nią.
-Bracie ? Jesteście braćmi ? To tłumaczy podobieństwo - Dziewczyna nie wytrzymała i się wtrąciła w kłótnie między rodzeństwem.
-MY NIE JESTEŚMY PODOBNI !- krzyknęli równocześnie.
Vivian zaczęła się śmiać, jednak szybko musiała się opanować, bo straszliwy ból powrócił. Żaden nie mógł jej złapać i powstrzymać przed upadkiem. Uderzając głucho o podłogę zwinęła się z kłębek w nadziei, że ból ustąpi. Jack uprzedził brata biorąc Vivian na ręce i nie zważając na drugiego poszedł na górę niosąc dziewczynę najdelikatniej jak potrafił do jej pokoju. Ułożył ją na łóżku, aby odpoczęła. Vivian wyciągnęła rękę do niego w nadziei, że powstrzyma go przed odejściem, jednak tylko musnęła jego dłoń i powiedziała dziękuje. Jack nawet na nią nie spojrzał i wyszedł bez słowa z pokoju.


            Ta dziewczyna jest inna - Dumał Jack - Jest coś w niej nietypowego.
Nie mógł przestać o niej myśleć. Wspominał jej jasne oczy koloru fiołków i delikatne ciało. Była lekka jak piórko, ale jednocześnie wiedział, że coś leży jej na sercu. No i jej włosy. Ach, co to były za włosy. Jasny odcień współgrał z kolorem oczu i jednocześnie je podkreślał, każdy kosmyk opadał jej falami na ramiona i plecy. Był zaskoczony jak jedno spotkanie może zawrócić mu głowę.
 Przecież ja nie przejmuje się takimi rzeczami. Jestem Jack Firewood, buntownik i ten nieczuły.
Nie mógł już wytrzymać, dlatego wstał z skrzyni, na której zwykle przesiadywał i poszedł do pokoju Vivian. Zapukał, jednak nikt mu nie odpowiedział, poczekał chwile i wszedł do środka. Wiedział, że śpi dlatego po cichu przysunął sobie krzesło do jej łóżka i okrakiem usiadł na nim opierając brodę na rękach na oparciu krzesła. Siedział tak dobre kilka minut, jednak nie mógł pozwolić na to, aby dziewczyna zobaczyła, jak nad nią czuwa. Już miał wychodzić z pokoju i trzymał za klamkę, gdy usłyszał ciche westchnięcie:
-Czemu już idziesz ?
-Nie chciałem cie niepokoić - Chłopak przyłapany na swym uczynku był zakłopotany, ale nie chciał tego okazywać.
-Proszę, zostań jeszcze chwile. Nie chce zostawać sama - Mówiła to nieco zmęczonym tonem, ale nie wyglądała, żeby jej coś jeszcze dolegało.
Jack po chwili zastanowienia, wrócił na swoje miejsce koło jej łóżka. Miał zostać tylko na chwile, jak sobie przyrzekał. Jednak wciągnęła go w rozmowę i siedzieli tak aż do wieczora. Rozmawiali na różne tematy, aby lepiej się poznać i dowiedzieć o sytuacji w jakiej się znaleźli. Do chwili, gdy do pokoju wszedł Jim.
-Chciałem tylko sprawdzić jak się czujesz - Ignorując całkowicie brata patrzył prosto na Vivian.
-Dziękuje, sądzę, że mogę już sama się poruszać. Potrzebowałam tylko dłuższego odpoczynku.
-Emm.. to chyba ja już nie będę wam przeszkadzał.- Z widoczną urazą do brata, ta wypowiedź zabrzmiała jak wyrzut. Po tych słowach wyszedł zamykając drzwi.
-Dupek.
-Jest twoim bratem, czemu go tak nienawidzisz? - Spytała go Vivian.
-To nie jest temat do rozmowy na dzisiaj. Nie chce o tym gadać.
-Och, sorry. Nie chciałam.
-Nic wielkiego się nie stało. Jeszcze. Chyba będę się zbierać, musisz dalej odpoczywać. Nie tylko ten dupek wie jak postępować z ludźmi.
-Jeszcze raz dzięki za rozmowę. No i za zaniesienie mnie tutaj. Musiałam was nastraszyć.
Jack tylko blado się uśmiechnął do niej i wyszedł z pokoju. Wrócił do piwnicy i chciał zabrać się za pracę, którą niedawno zaczął. Spostrzegł, że zniknęło wszystko czego potrzebował i wściekły ruszył w stronę salonu, tam gdzie przesiadywał jego brat.
-Oddawaj moje narzędzia! Nie możesz mi ich zabierać za każdym razem jak wychodzę z piwnicy!
-Uspokój się. Te narzędzia są dla wszystkich w tym domu, nie tylko dla ciebie.
-Te akurat są podpisane. Nie widzisz? Są moje i nie masz prawa ich zabierać!
-Dziecinada. To, że sam je podpisałeś nie znaczy, że będziemy się do tego stosować.
Wiedząc, że nie dojdą do porozumienia Jack ruszył do brata i odebrał mu narzędzia w tej samej chwili, w której otworzyły się drzwi.
-Vivian? Czemu nie jesteś w łóżku? - Zapytali niemal równocześnie.
-Dostałam zadanie od Lalkarza. Powiedział, że powinnam już zacząć przechodzić próby i żebym zaczęła od salonu. A poza tym usłyszałam wasze krzyki, chciałam zobaczyć czy wszystko w porządku.
-Ech.. nie mam zamiaru tu dłużej przebywać. Mam to co chciałem - Po tych słowach Jack wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami.
-Proszę, zrozum, mój brat i ja nie dogadujemy się najlepiej, jak już pewnie zauważyłaś. Jest strasznym idiotą. 
-Nie wiń go. Słyszałam, że zabrałeś jego narzędzia.
-To NIE są jego narzędzia. W porządku Viv, nie chce o nim teraz rozmawiać.
-Viv? Nie lubię jak ktoś zdrabnia moje imię.

Po tym zaczęła się jej próba. Trzeba nie lada umiejętności i zręczności, aby z dosyć szybkim tempie je przechodzić. Zostawiła Jima w salonie i poszła zobaczyć gdzie może być Jack. Chciała się dopytać o jego wersje wydarzeń. Po dosyć długich poszukiwaniach trafiła do kuchni. Tam czekała na nią niespodzianka. Jack siedział na krześle w samych spodniach, a obok niego była jakaś ruda dziewczyna, która cerowała jego koszule. Vivian nieco zazdrosna popatrzyła na nich, jednak opanowała się podeszła do lodówki. Dawno nic nie jadła, odkąd pamięta w sumie. Zaskoczony Jack wyrwał koszule dziewczynie, która właśnie skończyła ją zszywać. Obie z rozbawieniem patrzyły na niego jak próbuje się szybko zapiąć i mu to nie wychodzi. Vivian spokojnie podeszła do niego i poprawiła jego ubranie, a chłopak zawstydzony spuścił wzrok. Druga dziewczyna spokojnie spoglądała na nich jednak na jej twarzy pojawiło się rozbawienie.
-My chyba się nie znamy. Jestem Jenny, Jenny Walles. Ale możesz mi mówić po prostu Jenny - Podała rękę na powitanie.
-Nazywam się Vivian Torisei, i też możesz mi mówić po imieniu -Ona też się uśmiechnęła ściskając rękę koleżanki.
Rozmawiali jeszcze trochę w czasie gdy Jenny przyrządzała dla nich kolacje. Tematy te same, co zwykle. Jak najlepiej się poznać, bo nigdy nic nie wiadomo. Kolacja była pyszna, a po niej wszyscy mieli się rozejść do swoich pokoi. Na pożegnanie Vivian uściskała Jenny i podziękowała za posiłek i razem z Jackiem wyszli. Rozmawiali jeszcze w drodze na górę domu i przystanęli na jej drzwiach. Vivian naprawdę polubiła towarzystwo tego chłopaka, nie chciała go wykorzystywać. Ale Jack tak na nią patrzył, że nie mogła go pożegnać zwykłym dobranoc. Przytuliła się do niego, a chłopak nie wiedząc co zrobić odwzajemnił uścisk i dopiero po tym życzyła mu dobrej nocy. Puściła go i weszła do pokoju, zamykając drzwi oparła się o nie zjeżdżając aż do podłogi.
Zastanawiała się co ona tak naprawdę robi. Przecież zna tego chłopaka dopiero od dwóch dni, a wyskakuje z czymś takim. Musiałam go tym wystraszyć - myślała – Ale on jest taki słodki i przystojny i wydaje mi się, że mnie lubi. Oby…

Dumała tak jeszcze chwile, potem zmęczona rzuciła się na łóżko chcąc zapomnieć o problemach i odejść do krainy snów. Śnił się jej Jack, jego wspomnienie wtedy z kuchni. Umięśniony brzuch  i przystojna twarz. Jedyne w czym był podobny do swojego brata to odcień skóry i wyraz twarzy. Obaj mają bystry wzrok i zamyśloną postawę. Jack miał zimne, blade oczy, w których można szukać pełni emocji, jednak są one tak zróżnicowane, że trudno je od siebie oddzielić. W porównaniu do Jima miał krótkie kasztanowe włosy, które bezładnie rozczochrane pokładały się na jego głowie. Był uroczy na swój sposób. Każdy ma w sobie coś co odróżnia go od innych, a on jest niezwykły i tajemniczy w każdym calu. To kolejna zagadka do rozwiązania...

sobota, 28 grudnia 2013

Prolog

Nie jest łatwo zacząć wszystko od początku, ale pewna dziewczyna miała doświadczyć to na własnej skórze. Viviana leżała na miękkim dywanie z podwiniętymi nogami. Jej świadomość wędrowała gdzieś na krańcach własnej obecności. Budząc się z szoku, w jakim się wcześniej znajdowała, próbowała ogarnąć gdzie jest. Żaden przedmiot nie był jej znajomy, łóżko było pięknie zaścielone, a meble z niespotykanego drewna, stare. Spróbowała wstać, jednak ból jaki przeszył jej całe ciało, nie pozwolił podnieść jej choćby ręki na minimalną wysokość. Nie wiedząc co dalej zrobić wpatrywała się w sufit bez celu próbując przypomnieć sobie, co tak właściwie tu robi. Ostatnie co pamięta to ostre światło nadjeżdżającego samochodu na drodze, którą wracała do swojego mieszkania, potem jedynie pustkę. Żadnych wskazówek co dalej, ani dlaczego tu jest. To pytanie cały czas zajmowało jej głowę. Po długim namyśle przypomniała sobie twarz. Twarz mężczyzny o długich blond włosach opadających falą na skronie, gdy pochylał się nad nią. Ale najbardziej niezwykłe były jego oczy, pełne… szaleństwa ? Nie była pewna, bo zagłuszało je głębokie uczucie rozpaczy i samotności.

Kiedy ból ustał spróbowała ponownie wstać i tym razem jej się udało. Chciała tylko przenieść się na łóżko, była pewna, że jest wygodniejsze od podłogi. Jednak za sobą usłyszała głos:
-Witaj w moim domu marionetko. Cieszę się, że już wstałaś, najwyższy czas. Widzisz tę kasetę koło skrzyni? Podnieś ją. Na biurku jest magnetofon odsłuchaj jej, a dowiesz się więcej - Potem nastała cisza.
Nie mając nic lepszego do robienia, powoli i z wysiłkiem podreptała do skrzyni na środku pokoju, postępując jak jej mówił. Gdy wreszcie odgadła jak odtworzyć nagranie odezwał się głos z odtwarzacza.
-Pewnie zastanawia cię, co tu robisz. Odpowiedź jest prosta: Sprowadziłem cię tutaj. Jestem Lalkarzem, a to jest mój dom. Będziesz przechodziła próby na moich warunkach, aby otrzymać coś co ci odebrałem – wolność. Ale nie martw się. nie jesteś sama w tym domu. To miejsce, w którym się teraz znajdujesz jest najbezpieczniejszym pomieszczeniem. Aby dostać się do innych pokoi, będziesz musiała odkupić je krwią. Tak, musisz coś poświecić w imię wolności, a życie jest porównywalne z nią - Nagranie się skończyło i już miała się położyć jednak znowu rozległ się ten sam głos, ale tym razem nie był z magnetofonu:
-Skoro już wiesz, co cię czeka, pozwolę ci obejrzeć twój prezent. Oh, pewnie się zastanawiasz, skąd ja to wiem, że odtworzyłaś kasetę, otóż wszystko widzę dzięki kamerze. Nawet nie próbuj jej popsuć, ponieważ poniesiesz za to srogie konsekwencje. Powracając do sprawy prezentu, otwórz skrzynie.
-Jest tu jedynie pióro - Odpowiedziała.
-Pióro, symbol wolności, powinnaś to zapamiętać. A teraz popatrz na swój pokój. Weź do ręki marionetkę. Jest w niej skrytka, w której znajdują się przydatne przedmioty. Codziennie będziesz mogła znaleźć je z swoim pokoju. A jak ci czegoś zabraknie, możesz to kupić w automa…
-A co jeśli nie chce w tym uczestniczyć ? - Przerwała mu w pół zdania.
-Nie od ciebie to zależy. Już uczestniczysz i nic tego nie zmieni. Aby wydostać się musisz w to zagrać - Po tych słowach nie było już żadnych tłumaczeń.

Zawiedziona, wreszcie mogła się położyć. Łóżko było niewiarygodnie wygodne, dlatego od razu zapadła w sen.


______________________________________________________________
Znacie może z czego to jest ? Jak tak to się bardzo ciesze :D

Początek :D

Cześć ;)
Mam nadzieje, że wam się spodoba moje opowiadanie dlatego dodaje prolog, aby wszyscy zrozumieli mniej więcej i czym będzie.