niedziela, 29 grudnia 2013

Rozdział I Rodzina

      Po kilku godzinach snu, poczuła się znacznie lepiej i postanowiła wyjść ze swojego pokoju. Przechodząc korytarzami dosłownie wpadła na jakiegoś mężczyznę upadając na podłogę, ponieważ jeszcze nie odzyskała pełni sił. Roztrzepany facet pomógł jej wstać, a gdy miała ponownie upaść przez ciężar swojego ciała, mężczyzna złapał ją w pasie przyciągając do siebie. Stali tak chwile wpatrując się w siebie, ale to Vivian jako pierwsza odzyskała panowanie. Mężczyzna dalej trzymając jej rękę ucałował ją jak dżentelmen i się przedstawił:
-Mam na imię Jim. Ty pewnie jesteś tą nową, którą niedawno sprowadził Lalkarz.
-Emm.. Tak, mówią na mnie Vivian. Miło pana poznać.
-Ahh. Tylko nie pan, przez to czuje się staro. A poza tym tu wszyscy mówią sobie na ty.
-Dobrze.. Jim. Dziękuję, że mnie złapałeś, inaczej znowu bym sobie coś zrobiła.
-Żaden kłopot. Jestem tu, żeby pomagać. Może chciałabyś, żebym cię oprowadził ? Będzie ci trudno się poruszać do tym domu nie znając go.
-Jeśli nie sprawi ci to problemu... - Patrząc znacząco na jego ręce.
-Ach, przepraszam. To z przyzwyczajenia - Zażenowany puścił ją i wskazał kierunek.
Vivian ukradkiem przyglądała się mu, gdy wziął ją pod rękę i zaczął opowiadać o pomieszczeniach. Miał bladą cerę, ale jego oczy były koloru trawy, więc idealnie pasowało. Nie przejmował się, że jego jasnobrązowe włosy muskały mu szyję trochę już za długie. Kontrastem była długa linia blizny na boku szyi. Była zaciekawiona, jednak nie miała tyle odwagi, żeby zapytać co mu się stało.          Przechodzili właśnie koło kolejnych drzwi, które z hukiem się otworzyły. Wyszedł z nich chłopak mniej więcej w wieku Jima
-Spoufalasz się z każdą kobietą w tym domu? - Zapytał mężczyzna.
-Chciałem ją tylko oprowadzić. Jest nowa.
-Jestem Jack - Wyciągną rękę do dziewczyny, która odwzajemniła powitanie.
-Nazywam się Vivian.
-Niespotykane imię, ale ładne.
-D-dziękuje - Odpowiadając jej policzki się nieco zaróżowiły.
-Jack, nie męcz dziewczyny, jest wykończona - Powiedział dziwnie zaborczy Jim.
-Bracie, nie zaczynaj znowu. Nie każda kobieta jest twoją własnością, wiec nie mów za nią.
-Bracie ? Jesteście braćmi ? To tłumaczy podobieństwo - Dziewczyna nie wytrzymała i się wtrąciła w kłótnie między rodzeństwem.
-MY NIE JESTEŚMY PODOBNI !- krzyknęli równocześnie.
Vivian zaczęła się śmiać, jednak szybko musiała się opanować, bo straszliwy ból powrócił. Żaden nie mógł jej złapać i powstrzymać przed upadkiem. Uderzając głucho o podłogę zwinęła się z kłębek w nadziei, że ból ustąpi. Jack uprzedził brata biorąc Vivian na ręce i nie zważając na drugiego poszedł na górę niosąc dziewczynę najdelikatniej jak potrafił do jej pokoju. Ułożył ją na łóżku, aby odpoczęła. Vivian wyciągnęła rękę do niego w nadziei, że powstrzyma go przed odejściem, jednak tylko musnęła jego dłoń i powiedziała dziękuje. Jack nawet na nią nie spojrzał i wyszedł bez słowa z pokoju.


            Ta dziewczyna jest inna - Dumał Jack - Jest coś w niej nietypowego.
Nie mógł przestać o niej myśleć. Wspominał jej jasne oczy koloru fiołków i delikatne ciało. Była lekka jak piórko, ale jednocześnie wiedział, że coś leży jej na sercu. No i jej włosy. Ach, co to były za włosy. Jasny odcień współgrał z kolorem oczu i jednocześnie je podkreślał, każdy kosmyk opadał jej falami na ramiona i plecy. Był zaskoczony jak jedno spotkanie może zawrócić mu głowę.
 Przecież ja nie przejmuje się takimi rzeczami. Jestem Jack Firewood, buntownik i ten nieczuły.
Nie mógł już wytrzymać, dlatego wstał z skrzyni, na której zwykle przesiadywał i poszedł do pokoju Vivian. Zapukał, jednak nikt mu nie odpowiedział, poczekał chwile i wszedł do środka. Wiedział, że śpi dlatego po cichu przysunął sobie krzesło do jej łóżka i okrakiem usiadł na nim opierając brodę na rękach na oparciu krzesła. Siedział tak dobre kilka minut, jednak nie mógł pozwolić na to, aby dziewczyna zobaczyła, jak nad nią czuwa. Już miał wychodzić z pokoju i trzymał za klamkę, gdy usłyszał ciche westchnięcie:
-Czemu już idziesz ?
-Nie chciałem cie niepokoić - Chłopak przyłapany na swym uczynku był zakłopotany, ale nie chciał tego okazywać.
-Proszę, zostań jeszcze chwile. Nie chce zostawać sama - Mówiła to nieco zmęczonym tonem, ale nie wyglądała, żeby jej coś jeszcze dolegało.
Jack po chwili zastanowienia, wrócił na swoje miejsce koło jej łóżka. Miał zostać tylko na chwile, jak sobie przyrzekał. Jednak wciągnęła go w rozmowę i siedzieli tak aż do wieczora. Rozmawiali na różne tematy, aby lepiej się poznać i dowiedzieć o sytuacji w jakiej się znaleźli. Do chwili, gdy do pokoju wszedł Jim.
-Chciałem tylko sprawdzić jak się czujesz - Ignorując całkowicie brata patrzył prosto na Vivian.
-Dziękuje, sądzę, że mogę już sama się poruszać. Potrzebowałam tylko dłuższego odpoczynku.
-Emm.. to chyba ja już nie będę wam przeszkadzał.- Z widoczną urazą do brata, ta wypowiedź zabrzmiała jak wyrzut. Po tych słowach wyszedł zamykając drzwi.
-Dupek.
-Jest twoim bratem, czemu go tak nienawidzisz? - Spytała go Vivian.
-To nie jest temat do rozmowy na dzisiaj. Nie chce o tym gadać.
-Och, sorry. Nie chciałam.
-Nic wielkiego się nie stało. Jeszcze. Chyba będę się zbierać, musisz dalej odpoczywać. Nie tylko ten dupek wie jak postępować z ludźmi.
-Jeszcze raz dzięki za rozmowę. No i za zaniesienie mnie tutaj. Musiałam was nastraszyć.
Jack tylko blado się uśmiechnął do niej i wyszedł z pokoju. Wrócił do piwnicy i chciał zabrać się za pracę, którą niedawno zaczął. Spostrzegł, że zniknęło wszystko czego potrzebował i wściekły ruszył w stronę salonu, tam gdzie przesiadywał jego brat.
-Oddawaj moje narzędzia! Nie możesz mi ich zabierać za każdym razem jak wychodzę z piwnicy!
-Uspokój się. Te narzędzia są dla wszystkich w tym domu, nie tylko dla ciebie.
-Te akurat są podpisane. Nie widzisz? Są moje i nie masz prawa ich zabierać!
-Dziecinada. To, że sam je podpisałeś nie znaczy, że będziemy się do tego stosować.
Wiedząc, że nie dojdą do porozumienia Jack ruszył do brata i odebrał mu narzędzia w tej samej chwili, w której otworzyły się drzwi.
-Vivian? Czemu nie jesteś w łóżku? - Zapytali niemal równocześnie.
-Dostałam zadanie od Lalkarza. Powiedział, że powinnam już zacząć przechodzić próby i żebym zaczęła od salonu. A poza tym usłyszałam wasze krzyki, chciałam zobaczyć czy wszystko w porządku.
-Ech.. nie mam zamiaru tu dłużej przebywać. Mam to co chciałem - Po tych słowach Jack wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami.
-Proszę, zrozum, mój brat i ja nie dogadujemy się najlepiej, jak już pewnie zauważyłaś. Jest strasznym idiotą. 
-Nie wiń go. Słyszałam, że zabrałeś jego narzędzia.
-To NIE są jego narzędzia. W porządku Viv, nie chce o nim teraz rozmawiać.
-Viv? Nie lubię jak ktoś zdrabnia moje imię.

Po tym zaczęła się jej próba. Trzeba nie lada umiejętności i zręczności, aby z dosyć szybkim tempie je przechodzić. Zostawiła Jima w salonie i poszła zobaczyć gdzie może być Jack. Chciała się dopytać o jego wersje wydarzeń. Po dosyć długich poszukiwaniach trafiła do kuchni. Tam czekała na nią niespodzianka. Jack siedział na krześle w samych spodniach, a obok niego była jakaś ruda dziewczyna, która cerowała jego koszule. Vivian nieco zazdrosna popatrzyła na nich, jednak opanowała się podeszła do lodówki. Dawno nic nie jadła, odkąd pamięta w sumie. Zaskoczony Jack wyrwał koszule dziewczynie, która właśnie skończyła ją zszywać. Obie z rozbawieniem patrzyły na niego jak próbuje się szybko zapiąć i mu to nie wychodzi. Vivian spokojnie podeszła do niego i poprawiła jego ubranie, a chłopak zawstydzony spuścił wzrok. Druga dziewczyna spokojnie spoglądała na nich jednak na jej twarzy pojawiło się rozbawienie.
-My chyba się nie znamy. Jestem Jenny, Jenny Walles. Ale możesz mi mówić po prostu Jenny - Podała rękę na powitanie.
-Nazywam się Vivian Torisei, i też możesz mi mówić po imieniu -Ona też się uśmiechnęła ściskając rękę koleżanki.
Rozmawiali jeszcze trochę w czasie gdy Jenny przyrządzała dla nich kolacje. Tematy te same, co zwykle. Jak najlepiej się poznać, bo nigdy nic nie wiadomo. Kolacja była pyszna, a po niej wszyscy mieli się rozejść do swoich pokoi. Na pożegnanie Vivian uściskała Jenny i podziękowała za posiłek i razem z Jackiem wyszli. Rozmawiali jeszcze w drodze na górę domu i przystanęli na jej drzwiach. Vivian naprawdę polubiła towarzystwo tego chłopaka, nie chciała go wykorzystywać. Ale Jack tak na nią patrzył, że nie mogła go pożegnać zwykłym dobranoc. Przytuliła się do niego, a chłopak nie wiedząc co zrobić odwzajemnił uścisk i dopiero po tym życzyła mu dobrej nocy. Puściła go i weszła do pokoju, zamykając drzwi oparła się o nie zjeżdżając aż do podłogi.
Zastanawiała się co ona tak naprawdę robi. Przecież zna tego chłopaka dopiero od dwóch dni, a wyskakuje z czymś takim. Musiałam go tym wystraszyć - myślała – Ale on jest taki słodki i przystojny i wydaje mi się, że mnie lubi. Oby…

Dumała tak jeszcze chwile, potem zmęczona rzuciła się na łóżko chcąc zapomnieć o problemach i odejść do krainy snów. Śnił się jej Jack, jego wspomnienie wtedy z kuchni. Umięśniony brzuch  i przystojna twarz. Jedyne w czym był podobny do swojego brata to odcień skóry i wyraz twarzy. Obaj mają bystry wzrok i zamyśloną postawę. Jack miał zimne, blade oczy, w których można szukać pełni emocji, jednak są one tak zróżnicowane, że trudno je od siebie oddzielić. W porównaniu do Jima miał krótkie kasztanowe włosy, które bezładnie rozczochrane pokładały się na jego głowie. Był uroczy na swój sposób. Każdy ma w sobie coś co odróżnia go od innych, a on jest niezwykły i tajemniczy w każdym calu. To kolejna zagadka do rozwiązania...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz