-
Pułapki mówisz? Szczury cały czas wpadają w jakieś puste puszki i pudełka, a
potem nie mogą wyjść. Spróbujcie tego – podał jej starą wazę w czarne wzorki.
-Dzięki,
idę powiedzieć Jenny o twoim pomyśle.
Popatrzył
chwile na nią jakby chciał coś jeszcze powiedzieć, ale machnął ręką i kazał jej
wyjść tłumacząc, że jest zajęty.
Ciekawe o co mu
chodziło..
Vivian pospiesznie ruszyła do kuchni, ale nikogo tam nie zastała. Gdzie ona może być? Usłyszała cichy
śmiech dziecka na korytarzu i zaintrygowana wyjrzała z pokoju, żeby dowiedzieć
się do kogo należy. Mała, słodka dziewczynka siedziała obok Jenny na schodach i
pokazywała jej notatnik.
-Och,
Vivian! Zobacz kogo przysłał nam Lalkarz.
-Cześć,
jestem Vivian. Jak ci na imię?
-Etto..
Możesz mi mówić Anabell.
-Miło
mi się poznać – Uśmiechnęła się do niej, a potem powiedziała Jenny o pomyśle
Jacka.
-Przypominam
sobie, że w tym domu jest pełno waz, może któraś się nada?
-I
tak nie mam co robić.. Poszukam ich, a na razie trzymaj tę – Podała dziewczynie
wazę z wzorkami i ruszyła schodami na górę.
Ta dziewczynka jest
jakaś dziwna
. Lalkarz nie wpuściłby tu żadnego dziecka, chyba że to większy
szaleniec niż myślałam. Albo ona nie ma tyle lat, na ile wygląda.
Przeszła po wszystkich otwartych
pokojach i znalazła jeszcze cztery wazy. Zaniosła je do kuchni, gdzie Jenny tym
razem była sama. Zajęła się przyrządzaniem sałatki dla domowników i nie
zwróciła uwagi na Vivian.
-Jenny?
Przyniosłam ci te wazony jak chciałaś… Gdzie jest ta dziewczynka ?
-Anabell
? Jest gdzieś z Jackiem, chciała go poznać, wiec zaprowadziłam ją do piwnicy.
-Aha...
Powiedz mi później czy łapałaś tego szczura, okej? Idę do swojego pokoju jakby
ktoś mnie szukał.
-Jim
chyba chciał coś od ciebie. Może pójdziesz się z nim zobaczyć ?
Miała wrażenie, że chłopak jej nie
lubi, a jeśli czegoś od niej chce, to musi być ważne, dlatego zaczęła go
szukać po pokojach. Już miała wejść do salonu, gdy zauważyła jak Jack wychodzi
z Anabell na rękach z piwnicy. Szybko schowała się w pokoju, żeby jej nie zauważył.
-Ta
mała jest podejrzana, prawda ? – Usłyszała głos zaraz za sobą i przerażona
odwróciła się plecami do drzwi.
-Jim!
Nie strasz mnie tak! - Wzięła do ręki poduszkę i zaczęła go okładać po plecach
ze złości, ale on tylko zaczął się śmiać i oddał jej drugą. Po przegranej
bitwie nie chciał jej kontynuować.
-Dobra
przestań, kim ty byłaś wcześniej ? Żołnierzem ?
-Nie
do końca.. Marynarzem.. Można powiedzieć, że jestem bosmanem – Oczy się jej
zaszkliły na wspomnienie swojego dawnego życia.
Nie mogła się rozpłakać przy Jimie,
dlatego zaraz po przejściu próby wyszła z pokoju. Byle jak najdalej od ludzi. Nie ma w tym domu miejsca w którym mogę się
schować.. Nawet własny pokój nie jest osobisty. Hmm.. może jak przejdę próbę w
bibliotece nikt mi nie będzie przeszkadzał. Po drodze starała nie zwracać
na siebie uwagi, co było praktycznie niemożliwe, ponieważ na dobre się
rozpłakała.
-Vivian?
Coś się stało? – Wysoki brunet zaczepił ją na schodach.
-To
nic Jean, potrzebuje trochę spokoju – szybko wspięła się na ostatni schodek i
zamknęła za sobą drzwi do biblioteki. Jacy
oni dzisiaj są namolni.
Dziewczyna
stanęła przy ogromnym oknie i spoglądała w dal, chociaż przybite do framug
deski zasłaniały jej cały widok. Nie panowała już nad swoim zachowaniem, dlatego
pozwoliła łzą bez oporu płynąć po policzkach. Wspominała swoje życie na wolności, życie
na statkach, gdzie widać było jak każdy powiew wiatru bezlitośnie podrywa wodę
na znaczne wysokości. Kołysania fal zawsze ją uspokajały, dlatego korzystała z
każdej okazji, by opuścić stały ląd. Załoga z ostatniej ekspedycji przypominała
jej o wspaniałych chwilach na morzu. Z nimi najczęściej podróżowała i każdego
uważała za członka rodziny. Zostali jej tylko oni, matka wraz z ojcem zostali
zamordowani przez piratów dwanaście lat temu. Vivian musiała się wychowywać
razem z dziećmi rybaków i nigdy nie znalazła dla siebie miejsca.
Jej
refleksje przerwał szelest gdzieś w głębi pokoju.
-Jack?
To ty?
Nikt
się nie odezwał, dlatego zdumiona dziewczyna odwróciła się, żeby zobaczyć kto jest razem
z nią. Nie zdążyła nic powiedzieć, ponieważ Jean mocno ją ścisnął i wręczył
małe pudełeczko.
-Czemu
wszyscy dzisiaj mnie straszą?! Nie potrzebne mi są prezenty Jean.
-Chociaż
zobacz co jest w środku. Mam też czekoladki - Chłopak niepewnie się do niej uśmiechnął
pokazując piękne zęby - Nie powinnaś w takim stanie zostawać sama.
Vivian
nie mając ochoty na jakiekolwiek interakcje międzyludzkie otworzyła pudełeczko,
żeby Jean jak najszybciej stąd wyszedł. Chciała zostać sama, a nikt tego nie
rozumiał. Jednak zawartość podarunku ją zaciekawiła - była nią malutka
przypinka w kształcie kapitańskiej czapki.
-Skąd
wiedziałeś, że takie coś może mi się spodobać ?
-Kiedyś
mi powiedziałaś, że często pływałaś na statkach. Ostatnio znalazłem to przechodząc
próby i pomyślałem, że może ci się spodobać – Chłopak nadal się do niej
szczerze uśmiechał, jednak coś w nim zdradzało, ze jest zdenerwowany.
-Jest
piękna. Dziękuje – Ucałowała go w policzek, a potem wskazała miejsce na sofę na
znak, żeby usiedli – Powiedz mi Jean, czy twoje imię nie jest przypadkiem
francuskie? Śmiesznie się je wymawia.
-Jest.
Kiedyś mieszkałem w Marsylii, ale przeniosłem się tutaj, żeby rozwijać swoja
karierę. Byłaś może tam ?
-W
Marsylii? Nie za często, ale zdarzało się nam parę razy tam zacumować. Ładne miasto.
-Dla
mnie jest ono piękne, ponieważ się tam wychowałem. Cieszę się, że tobie tez się
podoba.
-Słuchaj
Jean, miło się z tobą rozmawiała i dziękuje za pakunek, jednak nie byłam sama
bez powodu. Wiesz, nie dla wszystkich te drzwi są otwarte, dlatego się tu schowałam.
Nie mam ochoty kontaktować się z kimkolwiek, dlatego wybacz, ale cie zostawiam.
Wyszła
zatrzaskując za sobą drzwi, minie trochę czasu zanim on przejdzie próbę, więc
miała czas, żeby dostać się do pokoju. Przed rzuceniem się na własne łóżko
zatarasowała fotelem drzwi. To był jedyny sposób na nienaruszalny odpoczynek. Dzisiaj
nikt nie chciał jej dać spokoju, każdy coś chce i wszyscy mają jakieś ważne sprawy
do niej. Po drzemce poszła wziąć ciepły prysznic i zapomnieć na chwile o
świecie. Gdy wychodziła z łazienki usłyszała zamieszanie na parterze. Dźwięki w
tym domu łatwo się roznoszą, jednak nie słyszała dokładnie o co chodzi. Uznała,
że poradzą sobie bez niej i wsunęła się pod kołdrę, żeby odpocząć.
Jednak coś ją niepokoiło, hałas na dole nie ustawał i był irytujący. Chcąc nie
chcąc, musiała wstać i zejść, żeby dowiedzieć gdzie jest jego źródło.
Gdzie są wszyscy?
Mimo tego, że jest noc zawsze kręci się po domu pełno marionetek. Zaczynam myśleć o nich jak Lalkarz... Chyba coś musiało się stać.
Rany
na rękach nie pozwoliłyby jej przejść żadnej próby, dlatego mogła tylko
rozglądać się za przyczyną hałasu na korytarzach. Drzwi od salonu były otwarte,
co nie jest częstym widokiem, dlatego spojrzała przez szparę do pokoju i nie
mogła uwierzyć w to co tam zobaczyła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz